36. FPFF w Gdyni – dzień II: Lech Majewski

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Drugi dzień festiwalu to moja wielka porażka – nie załapałem się na miejsce na „Ki”, zainteresowanie przerosło moje oczekiwania. W efekcie brałem tylko udział w spotkaniu „Jak to jest zrobione” o „Młynie i krzyżu”, z Lechem Majewskim i Pawłem Tyborą z Odeon Productions (studia odpowiedzialnego za CGI w filmie).

Zobaczyliśmy krótką prezentację, przedstawiającą poszczególne „surowe” sceny, wraz z dokładanymi, warstwa po warstwie, efektami. Następnie twórcy zaczęli opowiadać o technologii, napotkanych problemach i ewolucji pierwotnego pomysłu.

A ten był fantastyczny. Lech Majewski chciał, na jednej ze skał w jurze częstochowskiej, zbudować młyn i w ten sposób odwzorować skałę na obrazie Bruegla. Okazało się jednak, że będzie to bardzo skomplikowane i o wiele za drogie, postanowił więc polegać na CGI.

Na pytania nie było niestety czasu, z czym wiąże się pewna kontrowersja. Spotkanie rozpoczęło się z opóźnieniem i musieliśmy skończyć o 18 – bo w kolejce czekał masterclass Wajdy. Trochę obcesowo potraktowano Majewskiego, bo na salę weszła pani ochroniarz i ogłosiła koniec spotkania, prosząc pana Lecha o opuszczenie sali. W miarę grzecznie, ale umówmy się – pani ochroniarz? Taka dyskusja, „przy wszystkich”? Zdaję sobie sprawę, że zaraz miał się zjawić Andrzej Wajda, ale Majewskiemu również należy się szacunek.

Czas był więc na jedno pytanie (poproszono potem reżysera o pojawienie się na spotkaniu zamykającym dzień festiwalowy, o 22 bodajże; nie wiem, czy się zjawił) – czy gdyby budżet był większy, „Młyn i krzyż” zostałby zrealizowany w 3D. „Nie” – odpowiedział kategorycznie Majewski, po czym dodał z uśmiechem - „Dla mnie on jest w 3D, ale spłaszczonym. Średniowieczne obrazy też są w 3D”. Wywołał tym śmiech i aplauz, ale pytanie, według mnie, było jak najbardziej słuszne.

W ramach naprawienia złego humoru, spowodowanego brakiem miejsc na wieczorny seans „Ki”, wybrałem się – wreszcie! – na „Melancholię”. Wrażenia wkrótce.

Zwiastun: