Zjednoczone stany miłości (2016)
Jest początek 1990 roku. Mimo iż nastała już wolność, cały czas czuć ducha poprzedniej epoki. Cztery pozornie szczęśliwe kobiety w różnym wieku łączy nieodparte pragnienie zmiany swojego życia.
Agata, młoda matka uwięziona w pozbawionym namiętności małżeństwie, szuka ucieczki w niemożliwej do spełnienia miłości. Renata jest nauczycielką zafascynowaną swoją młodszą sąsiadką Marzeną – prowincjonalną królową piękności, której mąż pracuje w RFN. Siostra Marzeny, Iza, jest dyrektorką szkoły i sekretną kochanką ojca jednej z uczennic.(opis dystrybutora)
Obsada:
- Julia Kijowska Agata
- Magdalena Cielecka Iza
- Dorota Kolak Renata
- Marta Nieradkiewicz Marzena
- Andrzej Chyra Karol
- Tomasz Tyndyk Adam
- Lukasz Simlat Jacek
- Marcin Czarnik Robert
Zwiastun:
Wyróżniona recenzja:
BERLINALE 2016: BARWY NIESZCZĘŚCIA
Tomasz Wasilewski niestety znów pokazuje, iż doświadczenia wyniesione z pracy przy telenoweli "Barwy Szczęścia" nie poszły na marne, a zbędna kontrowersja to jego znak rozpoznawczy. Mamy 1990 rok. Upada komunizm, za chwilę Niemcy się zjednoczą, a Związek Radziecki zniknie z mapy świata. Ten cały, historyczny kontekst - tak wspaniale w scenografii filmu oddany (przywodzi na myśl klimat "Dekalogu" Kieślowskiego) - ...
Świetna Kolak, zaskakująco dobra Nieradkiewicz. To samo powiedziałbym o Cieleckiej, ale nie wiadomo dlaczego trzeba było po raz milionowy odgrywać jej romans z Chyrą. Widzę u Wasilewskiego umiejętność pracy z aktorem, ale własnego stylu jakoś uświadczyć nie mogę. "Zjednoczone stany miłości" to miks różnych filmowych fascynacji, od Seidla po Szumowską. Brakuje czegoś, co by te obrazki z cudzych filmów porządnie poukładało.
Nieradkiewicz może i dobra ale się nie ucharakteryzowała tak dobrze jak Kijowska do roli. Kolak najlepsza. Śmieszy mnie hejt na ten film. Mnie się bardziej podobał od wieżowców - ma swój mocny klimat
Też nie jestem fanem "Płynących wieżowców", mimo że się na nich całkiem nieźle bawiłem. Widać, że Wasilewski bierze sobie do serca krytykę, bo po filmie z absurdalnie mocnym finałem postanowił w "Zjednoczonych stanach miłości" w ogóle nie zrobić zakończenia.
Jest jakiś hejt na ten film?
publika idzie na romans i dostaje w pysk, co słyszałem, ale w Tygodniku Powszechnym przejechał się brutalnie koleś np
Dorota Kolak!!!
Zdobywca Srebrnego Niedźwiedzia za scenariusz na festiwalu Berlinale. Odtąd tamtejsze wyróżnienia muszę postrzegać jako brutalne przestrogi. Żenujący scenariusz epatujący golizną jest bowiem najsłabszym elementem tego kiepskiego filmidła. Rok 1990, szara Polska tuż po transformacji (scenografię liczę na plus). Na jednym osiedlu żyją cztery nieszczęśliwe kobiety: nieszczęśliwa żona zakochana w księdzu, nieszczęśliwa dyrektorka szkoły zakochana w lekarzu, nieszczęśliwa, podstarzała lesbijka zakochana w atrakcyjnej, nieszczęśliwej sąsiadce. Za sprawą marnej ekspozycji ich losy prawie w ogóle nas nie obchodzą. Igła emocjomierza podskakuje tylko raz, w finale środkowej etuidy, a to za sprawą talentu aktorskiego Cieleckiej i Chyry. Ale nadzieja na uratowanie filmu okazuje się płonna, bo reżysera najbardziej interesuje wspinanie się na wyżyny nudyzmu. Po skończonym seansie mamy ochotę zrobić to samo, co Marzena w finale – rozebrać do naga, zwymiotować do miski, położyć na podłodze, rozpłakać.