I tak nie zależy nam na muzyce (2009)

We Don't Care About Music Anyway

Panorama niezależnej sceny japońskiej, od noise’u, przez industrial, laptopy, minimal, po avant-pop. Siła filmu pochodzi m.in. ze zderzeń fragmentów koncertów z ujęciami z życia codziennego. Skreczowanie na gramofonie współgra z obrazem wielkiego złomowiska, rozszerzone techniki instrumentalne na wiolonczeli – ze sklepem z zabawkami, cielesne i alikwotowe medytacje – z ruchem ulicznym.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Noisowy portret Tokio, czyli... Życie jest hałasem ;)

Phi. ;)

dla mnie totalna egzotyka:)

Opowieść o bandzie frustratów wypchniętych na muzyczny margines (podobno całkiem szeroki), pieczołowicie to wypchnięcie pielęgnujących. Dźwięki które generują tak się mają do muzyki jak obrazy Jacksona Pollocka do malarstwa. +1 Dla reżyserów za koncepcję pokazania czegoś tak absurdalnego.

Zdaje się że jestem zacofanym tradycjonalistą. 4 daję za wartości poznawcze. Interesujące były też fragmenty pokazujące, jak tworzy się co ciekawsze dźwięki. Poza tym przez większość filmu hałas na zmianę z pseudoartystycznym bełkotem. Do tego reżyser (obecny na seansie) majstrował wcześniej przy dźwięku w kinie, wskutek czego przy każdym utworze pękały bębenki.

Dla osoby zasiedziałej w gatunkach klasycznych, kiedyś uprawiającej Jazz i dopiero poznającej ambient jest to ostra dźwiękowa jazda bez trzymanki. W moim przypadku ten film rozciągnął pojęcie "muzyka" poza granice wytrzymałości. Jakakolwiek próba muzycznego pogodzenia się z tym filmem kończyła się metką "ciekawostka" lub "eksperyment". Po seansie zrozumiałem też dlaczego reżyser kazał ustawić maksymalną głośność. Bez tego człowiek nie złapałby prawie połowy niuansów dźwiękowych.

Współczesna muzyka jest odzwierciedleniem świata, w którym żyjemy. Jest awangardą, chaosem, śmietniskiem odpadów społeczeństwa konsumentów (dóbr kultury masowej również), eksperymentem, noisem - dzika, dziwna, wielkomiejska, głośna i... kreatywna. Dla mnie ta kilkuosobowa grupa artystów z Japonii to prawdziwa klasa twórcza, wskazująca nowe żródła dźwieku, a właściwie przetwarzająca muzykę życia w industrialnej, surowej przestrzeni Tokio. Ta muzyka nie ma tożsamości. Jest odgłosem tego, co nas otacza. Z jednej strony chaosu, z drugiej hałasu. Jest znakiem naszych czasów, w których pozbywamy się ciszy, odgłosem metropolizacji przestrzeni, globalizacji życia. Co ciekawe, cisza jest w tym filmie głośna, towarzyszy rozmowom muzyków i uwalnia refleksję. Odrzuca nowoczesność w nowoczesności - jak Sakamoto Hiromichi, którego cello-solo w końcówce filmu powaliło mnie na kolana. Świetny dokument, którego najmocniejszą stroną jest jego wielowymiarowość.

@marylou Się cieszę, że powaliło. Polecam notkę kw86!

Dzięki wielkie! I za film i za słowo kw86 (kłaniam się). Jest w tym dokumencie jakaś hipnotyzująca moc, która nie pozwala mi się od niego oderwać. Nakręcony jakby... z dystansu, przez co, w przeciwieństwie do tego, co twierdzi Krzysiek, stanowi dla mnie nie lada rozkosz - i muzyczną i wizualną. I poglądowo-refleksyjną! Eksperymenty dźwiękowe, ich industrialna surowość a jednocześnie prosto ludzka proweniencja (bicie serca); do tego krajobrazy hałaśliwego, przemieszanego kulturowo Tokio, skażonego technologią i rozwojem gospodarczym; gruzy, śmieciowiska, elektronika a pomiędzy tym wszystkim człowiek - Sakamoto, który swoją klasyką poruszył mnie do głębi - tak, on potrafi "przypominać wspomnienia".

Ale jaz - got!

kajettanus
verdiana
hubke
deliberado
ScuMmy
JoannaChmiel
lapsus
argasek
marylou
gremlin