Pod wulkanem (1984)
Under the Volcano
Reżyseria:
John Huston
Realizacja filmu była wyrazem fascynacji reżysera kulturą i obyczajowością Meksyku - kraju, w którym mieszkał od 1974 r. Film zdominowały wyraźnie dwie - wzajemnie uzupełniające się warstwy: psychologiczna i obyczajowa. Dramat alkoholika - byłego konsula angielskiego w Meksyku - człowieka, który po latach wypełnionych pracą i sukcesami traci sens i wiarę we wszelkie poczynania, rozgrywa się w egzotycznej, niepokojącej atmosferze obchodów Święta Zmarłych. Jest to film o wielkiej sile wyrazu, a jego ogromnym atutem są znakomite kreacje odtwórców głównych ról - zwłaszcza wspaniałego Alberta Finneya. (Filmoteka Narodowa)
Obsada:
- Albert Finney Geoffrey Firmin
- Jacqueline Bisset Yvonne Firmin
- Anthony Andrews Hugh Firmin
- Ignacio López Tarso Dr. Vigil
- Katy Jurado Senora Gregoria
- James Villiers Brit
- Dawson Bray Quincey
- Carlos Riquelme Bustamante
- Jim McCarthy Gringo
- José René Ruiz Dwarf
- Eleazar Garcia Jr. Chief of Gardens
- Salvador Sánchez Chief of Stockyards
- Sergio Calderón Chief of Municipality
- Araceli Ladewuen Castelun Maria
- Emilio Fernández Diosdado
- Arturo Sarabia Cervantes
- Roberto Sosa Few Fleas
- Hugo Stiglitz Sinarquista
- Ugo Moctezuma Latin Consul
- Isabel Vasquez Chicken Lady
- Gustavo Fernandez 'Xochitl' Transvestite
- Irene Díaz de Dávila Concepta
- Alberto Olvera Matador
- Eduardo Borbolla Don Juan Tenorio
- Alejandra Suarez Doña Ines
- Rodolfo De Alexandre Bus Driver
- Juan Ángel Martínez Ramos Pasażer
- Martín Palomares Carrión Dead Indian
- Mário Arévalo Horseman
- Ramiro Ramírez Second Horseman
- Günter Meisner
- Alfonso Castro Valle
Najpierw przeczytałam książkę (z trudem), potem obejrzałam film – to jeden z tych rzadkich przypadków, kiedy film zdaje się lepszy od książki. Genialna rola Finneya. I nie gorsza Bisset – czy ze strony Yvonne to aż miłość, czy może tylko miłosierdzie? Świetna scena w barze, kiedy przyjeżdża Yvonne.
Przygnębiająca opowieść o tym, że nie zawsze można zacząć od nowa. Świetnie zagrana.
Ja ten film odebrałem jako obraz odchodzenia pewnej epoki, oczekiwanie na barbarzyńców. Moim zdaniem sugeruje to tło meksykańskiego święta zmarłych z całą jego symboliką.
Na pewno masz rację. Nie przypadkiem w filmie pojawiają się odwołania do wojny domowej w Hiszpanii i konferencji monachijskiej. Tło historyczne jest bardzo ważne. Ale z drugiej strony jest to równocześnie na poły autobiograficzna opowieść o upadku całkiem osobistym.
Swoją drogą to niesamowite, jak w Meksyku (nie wiem, czy w innych krajach latynoskich także) obchodzone jest Święto Zmarłych.
Meksykański taniec śmierci wykonywany przez zdesperowanego alkoholika na gruzach rozpadającego się świata przed drugą wojną światową. Przejmującą wizję Houstona odbieram jako zapowiedź odchodzenia epoki kina wielkiej epickiej refleksji.