Wszystkie odloty Cheyenne'a (2011)

This Must Be the Place
Reżyseria: Paolo Sorrentino

Ten film to popis genialnego aktorstwa dwukrotnego zdobywcy Oscara - Seana Penna. Trudny do rozpoznania pod burzą kruczoczarnych włosów, z uszminkowanymi na czerwono ustami, zachwyca rolą ekscentrycznego rockmana. Tytułowy Cheyenne, za sprawą jednego wydarzenia, wyruszy w wypełnioną przedziwnymi zdarzeniami podróż życia i przekona się, że największy życiowy odlot wciąż jest jeszcze przed nim. (Opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

radość z goryczą, piołunem

no tak teraz widze, Sorrentino zrobil "Boskiego", wiedzialem ze "This must be the place" nie zrobil byle kto i sie nie pomylilem, polecam

na prawdę na prawdę na prawdę ???? ten zwiastun jet średni...

Właściwie wystarczającym powodem do zachwytu nad tym filmem jest rozkosz z patrzenia na Seana Penna w roli Cheyenne’a. Absolutne mistrzostwo świata. Nie, żebym była zaskoczona, bo Penn wielkim aktorem jest, ale przyznaję, że szczena mi opadła. Atutami filmu są też rewelacyjne dialogi, znakomite zdjęcia i świetna muzyka, na którą składa się między innymi fantastyczne „This Must Be the Place” Davida Byrne’a, nastrojowe „This Must Be the Place” Trevora Greena i „Gardermoen” Julii Kent, energetyczne „The Passenger” Iggy’ego Popa, magiczne „Happiness” w wykonaniu Jónsi and Alex i „Lord I’m Coming” Gavina Fridaya oraz 6 utworów formacji The Pieces Of Shit – powstałego na potrzeby filmu tworu, który opiera się na współpracy Willa Oldhama (słowa), Davida Byrne’a (muzyka) i irlandzkiego piosenkarza Michaela Brunnocka. Scenariusz mógłby być lepszy, czuć, że nie wykorzystano całego potencjału, jaki tkwił w pomyśle na ten film, ale biorąc pod uwagę zalety tej produkcji, nie mam serca się czepiać.

Ps. Bardzo dziękuję twórcom za instruktaż prawidłowego używania szminki.

Nie ma siły, muszę to obejrzeć.

Bardzo słaby scenariusz mimo fajnego pomysłu. Finisz zawodzi.
Ale Sean Penn jest mistrzem.

Sean Penn - znakomity! Bez niego nie byłoby tego filmu.

a ja się po seansie zastanawiałem, czy aby jego postać nie była zbyt przegięta, przeszarżowana...nadal się zastanawiam...

Byłby z tego fantastyczny film, gdyby zostawić w nim historię podstarzałej gwiazdy rocka, a wywalić nie wiadomo po jaką cholerę dodany wątek Holocaustu. A tak jest "tylko" fajny: z genialnym Pennem, świetną muzyką i błyskotliwymi dialogami.

Otóż to. Wątek z cyklu "WTF?"

Może i odjechane, ale komedia to nie jest, choć bywa zabawnie.

Warto go obejrzeć dla samej kreacji Penna – szalenie intrygującej postaci ekscentrycznego Cheyenne’a, który choć zdaje się być przeraźliwie spokojny i zdystansowany, niemalże obojętny, w rzeczywistości jest wielotonową atomówką pokrytą warstwą włosów, pudru i szminki. Chociaż w wielu momentach film rozśmieszył mnie do łez (jako przykład niech padnie, jak Cheyenne tłumaczy kobietom w windzie sekrety makijażu albo jak pyta swoją żonę "dlaczego Lady Gaga…?" po czym urywa, pokonany bezkresem rozczarowania), tak naprawdę to jest piękny i bardzo smutny obraz. Dużo w nim nostalgii, sentymentu do czasów minionych, do muzyki z tamtych lat.

asthmar
MRZVA
bartje
GARN
glinek
NarisAtaris
AnnaSak
MureQ
matadu
Johanan