Poskromienie złośnicy (1980)

The Taming of the Shrew
Reżyseria: Jonathan Miller
Scenariusz:

Wyprodukowana przez BBC telewizyjna ekranizacja dramatu Williama Shakespeara. Padwański szlachcic ma dwie córki na wydaniu - łagodną Biancę i nieużytą Katarzynę. Choć ta pierwsza ma kilku konkurentów, ojciec obstaje by najpierw wydać za mąż tę drugą, jako starszą. Kandydatem do jej ręki zostaje skuszony wysokim posagiem, Petruchio - jak się okazuje osobnik jeszcze bardziej złośliwy niż niesforna panna.

Obsada:

Pełna obsada

Bardzo dobra choć pozbawiona fajerwerków telewizyjna ekranizacja. Wspaniały John Cleese w roli Petruchia to gratka dla wielbicieli "Latającego Cyrku".

Cały pakiet filmów na bazie Shakespeara obejrzałaś naraz?

Nie. Mam komplet i co jakiś czas oglądam kolejny. Tylko ostatnio zauważyłam, że da się je dodać do Filmastera (juz było kilka rekordów wywodzących się z Teatru Telewizji) i hurtowo dodałam.

Wygląda na to, że nie najlepszy ten komplet, bo tylko jedna 7, a poza tym niżej...

Trudno się jednak ocenia te telewizyjne produkcje w zestawieniu z pełnoprawnymi filmami. Ich główną siłą są świetni aktorzy, z kolei muzyka, zdjęcia, dynamika robią zwykle zerowe wrażenie. Dlatego np. "Wiele hałasu o nic" bez tych elementów po prostu musi dostać ocenę niżej niż "Wiele hałasu o nic" Branagha, które jest skończonym filmem.

Von Trier w "Dogville" zdecydował się na symboliczną scenografię nawiązującą również do tradycji teatralnych. On jednak poszedł na całego - nawet mury domów rysowane były na podłodze studia, aktorzy otwierali nieistniejące drzwi i wyglądali przez niewidzalne okna. Tu był to jednak celowy zabieg i całośc robiła duże wrażenie. W spektaklach BBC mamy zwyklej po prostu telewizyjną scenografię nie najlepiej udającą rzeczywistość.

O ile mi wiadomo, założeniem serii było stworzenie klasycznych, nieeksperymetnalnych adaptacji sztuk Shakespeara. Stąd m.in. kostiumy pochodzą z epoki, w której toczy się akcja sztuki lub z epoki Shakespeara. Nadaje to serii pewną spójność i nadaje jej wartośc poznawczą - możemy wreszcie obejrzeć znane sztuki "bez udziwnień", koncentrując sie na tekście i grze aktorów. Niestety jednocześnie adaptacje te wypadają blado i archaicznie w porównaniu z projektami w których twórcy mieli więcej swobody. W przypadku najbardziej znanych dramatów dochodzi do tego wrażenie wtórności.

W przypadku ekranizacji klasyki mam wątpliwośc, na ile do oceny filmu włączać ocenę scenariusza. Z jednej strony skoro sztuka nie jest już zabawna, że zwiera oklepane motywy i sprzyja prostym gustom (ostatecznie mistrz też pisał dla pieniędzy...) to i jej ekranizacja nie jest najlepsza. Z drugiej - jeśli ktoś miał zadanie lub postanowienie zekranizowania konkretnego tekstu i wyciągnął z niego wszyskto co się da, to może należą mu sie za to dodatkowe punkty? Obawiam sie, że nie trzymałam jednolitej linii przy ocenianiu.

Na koniec o ocenach: u mnie 5 oznacza film poprawny, 7 - " dobry" a 8 i powyżej dostają filmy, które bardzo mi się podobały albo uważam za naprawdę dobre. Właśnie spojrzałam na listę moich ocen i myślę, że może pora na kilka przesunięć :) - trochę inaczej ocenia się filmy w oderwaniu od siebie a inaczej gdy zobaczymy, co postawiliśmy wyżej lub niżej na ogólnej drabince.

Myślę, że ocenianie filmów / przedstawień wysoko za to, że autor "wyciągnął wszystko co się da" to nie najlepszy pomysł. Tak rozumując, trzeba byłoby dawać wysokie oceny jeśli z koszmarnego scenariusza powstał zły film (bo to przecież wręcz progres ;))

Moim zdaniem robienie przedstawień w postaci klasycznej, tj. w strojach i w języku epoki, to jednak na dłuższą metę ślepa uliczka. W końcu w przedstawieniach ma chodzić o komunikację ze współczesnym widzem, trzeba więc kierować przekaz do niego, a nie do jego prapraprapradziadka. Nie mówię tu oczywiście o tym, że trzeba udziwniać na siłę, tylko o tym, że nie trzeba trzymać się wiernie języka, który jest archaiczny. Ja mimo wszystko od klasycznych przedstawień wolę to co robi Branagh, czy Julie Taymor w Tytusie Andronikusie.

A co do Triera to się zgadzam. Dogville robi duże wrażenie. Co ciekawe sporo wrażenie zrobiło na mnie również Manderlay, mimo że było powtórzeniem konwencji.

Pierwszy akapit - masz rację.
Drugi - mam podobne odczucia i pewnie dlatego właśnie ekranizacje BBC wyżej 7 u mnie nie podskakują.
Trzeci - nie widziałam Manderlay :)

staskam
hrabalka
aiczka