Sokół maltański (1941)

The Maltese Falcon
Reżyseria: John Huston

Sam Spade (Humphrey Bogart) jest prywatnym detektywem, który razem ze swoim partnerem Milesem Archer'em prowadzi sprawę odnalezienia młodszej siostry pani O'Shaughnessy. Niebawem okazuje się, że zaginięcie dziewczyny jest tylko przykrywką dla prawdziwego zlecenia. Rzecz dotyczy rzeźby przedstawiającej sokoła, powstałej w 1539 roku i będącej wyrazem hołdu złożonego przez Templariuszy królowi Hiszpanii. Nagle w niewyjaśnionych okolicznościach ginie Archer. Spade postanawia sam rozwikłać tajemnicę tajemniczych morderstw romansując przy okazji z żoną nieżyjącego już wspólnika.

Obsada:

Pełna obsada

Och, gdzie ci mężczyźni...

Klasyk kina Noir, który tym razem do mnie przemówił. Dobra, zawiła historia i Humprey Bogart jako mężczyzna, o którego moralności nie możemy być ani przez chwilę pewni. Świetne kino.

W zasadzie to mam ochotę dać 7.5 za Mary Astor, która wygląda bardziej jak zmęczona życiem gospodyni domowa niż piękna awanturnica. Ale załóżmy, że Bogart i przezabawny Peter Lorre jakoś podtrzymują honor osób odpowiedzialnych za obsadę. Interesujący, skomplikowany scenariusz i główny bohater, który wręcz ocieka kultowością. Klasyk.

Połowa obstawy z Casablanki w chyba najlepszym filmie noir jaki nakręcono. Ciężko go oceniać, bo jego przeróbki widzi się w setkach dzieł (łącznie z teledyskami). To trochę karkołomna teoria, ale dalekie echo Sokoła widzę nawet w Indianie Jonesie. Poza tym dobra, pokręcona fabuła, ciekawe postacie. Minusy - aktorstwo trochę przesadzone, ale tak się wtedy grało.

"Sokół maltański" okazał się dobrym filmem, co nie zmienia faktu, że to jedno z moich większych filmowych rozczarowań. Fabuła jest mocno skomplikowana, ale nie czeka się na rozwój wydarzeń. Bohaterowie są tak skonstruowani, że nie sposób ani ich polubić, ani znienawidzić. Jednak nie można nie docenić dialogów, dwóch dobrych ról aktorskich (Bogarta i Lorrego), oraz wyjątkowo dobrej realizacji jak na okres w jakim dzieło Johna Hustona powstało. Mam ambiwalentne odczucia, chyba noir nie jest dla mnie.

Mam bardzo podobne odczucia, oglądałem to z lekkim znużeniem. Kompletnie się nie znam na noirach, ale z pewnością są lepsze pozycje z tego gatunku, choćby "Trzeci człowiek". Poza tym nigdy nie mogłem tez pojąć fenomenu Bogarta i po obejrzeniu paru filmów z nim generalnie go unikam. Dla mnie gość jest jakiś drętwy, a jego głos mnie irytuje.

Jest drętwy, bo ma być drętwy, na tym polega jego fenomen. Mistrzostwo świata w drętwocie, kumulacja drętwoty czarno-białego Hollywoodu.

patryck
Danielito
Konfucjusz70
Michalwielkiznawca
AniaVerzhbytska
MureQ
mrci
angela2700
Ambrotos
jakilcz