Źródło (2006)

The Fountain
Reżyseria: Darren Aronofsky
Scenariusz:

Film ten jest opowieścią o człowieku, który przez tysiąc lat boryka sie z różnymi przeciwnościami, aby ocalić kobietę którą kocha. Jako szesnastowieczny konkwistador, współczesny naukowiec oraz astronauta z dwudziestego szóstego stulecia, szuka też sekretu do wiecznego życia.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Pretensjonalne i śmieszne. Przez pierwszą połowę jeszcze można się pośmiać, ale 1.5 h to zdecydowanie zbyt dużo.

Niesamowity klimat, mało słów, wiele obrazów, czyli kwintesencja kina. Tak oryginalnego filmu nie widziałem od dawna. Bardzo polecam.

Wzruszajacy i niebanalny. Zaczyna się nieco zagadkowo, ale wszystko w miare upływu czasu powoli się wyjaśnia. Końcówka może trochę przesadzona (bohater zjadający kawałek drzewa życia), ale film i tak wart obejrzenia.

Bardzo dobre, ale w porównaniu z poprzednimi filmami tego reżysera zdecydowanie mniej angażuje widza w to, co się dzieje na ekranie. Przeznaczone raczej do kontemplacji.

Wizualnie zachwyca, ale do "Pi" i "Requiem dla snu" nie ma startu. A szkoda.

Takie 6,5. Wizualnie świetny, ale gra aktorów, szczególnie wciąż "napinający się" Jackman, mnie nie przekonała.
No dobra, niech będzie 7, bo film niewątpliwie oryginalny i wart obejrzenia.

Po drugim obejrzeniu: 9.

Hmm... nie przepadam za filmami o miłości - oprócz tego... "The Fountain" jest doskonały i nie zgadzę się, że film jest słabszy niż Pi, czy Requiem -jest po prostu inny, trzyma klasę, ma swoisty, dopracowany do perfekcji nastrój. Świetna, niepokojąca, ścieżka dźwiękowa w tle.
Trzeba obejrzeć, najlepiej w kinie.

Najpiękniejszy z nudnych filmów

Może i pretensjonalne, może i o miłości, ale jakie piękne! Aronofsky przekonał mnie tym filmem, że jednak jest wielkim reżyserem.

A dla mnie to jest jednak bardziej film o śmierci, czy w zasadzie nieumiejętności pogodzenia się ze śmiertelnością. Bohater nie chce dać umrzeć swojej damie, chociaż ona się przecież już pogodziła z tym co ją czeka - nie chce, bo musiałby wtedy przyjąć do wiadomości, że wszystko kiedyś się kończy. Film - i cała historia - kończy się dopiero wówczas, gdy Tomas akceptuje śmierć żony, sadząc na jej grobie drzewo.

No i jeśli chodzi o mnie, to wyniosłam z tego filmu raczej przekonanie o geniuszu Matthew Libatique ;)

No wiesz, to też cecha wielkich reżyserów, że potrafią dobierać do współpracy wybitnych fachowców. Aronofsky, oprócz świetnego operatora, znalazł świetnego twórcę muzyki, a i aktorzy też nie zawodzą...

No niby tak, ale o ile wymienieni przez Ciebie fachowcy faktycznie wykonali robotę na 100%, o tyle za to, że "Źródło" aż ocieka pretensją obwiniam już wyłącznie reżysera i autora scenariusza w jednej osobie. Jeśli miałabym wybrać film, który by mnie przekonał, że Aronofsky wielkim reżyserem jest, chyba wskazałabym co innego.

Ja jednak wskazuję "Źródło", a oglądam jego filmy chronologicznie. Sięga w nim po jeden z najbardziej wyświechtanych motywów w dziejach - miłość silniejszą od śmierci, i wychodzi mu dzieło, które ogląda się z przyjemnością. W tym filmie doskonale widać jaki talent ma Aronofsky do prowadzenia aktorów, łatwo wziąć Ellen Burstyn by stworzyła znakomitą kreację, ale już z takiego Hugh Jackmana wycisnąć tyle, ile udało się w "Źródle" to sztuka. We wcześniejszych tego nie widziałem, a może po prostu z Jareda Leto lepszego aktora zrobić się nie da.

Pokazał, że potrafi być kimś więcej niż Darrenem Aronofskym od emocjonalnego walenia po mordzie. Jest na tyle inny od dwóch poprzednich, że nastraja pozytywnie na przyszłość (wiem, że jestem opóźniony, ale dwóch ostatnich jego filmów nie widziałem). Mimo pewnych braków widać, że nie grozi mu zamknięcie się w określonej tematyce, co po pewnym czasie zacznie nużyć.

Przed Tobą Zapaśnik - jest zupełnie inny niż poprzednie filmy Aronofskiego. Wyróżniam nawet grupę osób, które ten film oceniają szczególnie wysoko, zarzucając reszcie filmografii przerost formy nad treścią. Tak więc będzie tylko lepiej :)

Niedawno czytałam artykuł Sochy na Filmwebie, z którego wynika, że Aronofsky bezustannie krąży wokół motywów obsesji, uzależnienia, szaleństwa. Dla mnie wygląda to jak zamknięcie w określonej tematyce. Ale faktycznie każdy jego film ma jakąś swoją stylistyczną sygnaturę, zupełnie odmienną od pozostałych.

Żeby nie było - Aronofsky to mój ulubiony reżyser, właśnie dlatego lubię się na nim wyżywać i dyskutować na jego temat. :)

Powiedzmy to wprost - Aronofsky nie nakręcił jeszcze ani jednego wyraźnie słabego filmu. Oczywiście niektóre filmy się niektórym nie podobają (trudno żeby było inaczej), ale wyraźnego gniota nie ma. Za najsłabszy jego film uważa się powszechnie właśnie "Źródło". Ja bym sobie gorąco życzył, żeby najsłabsze filmy wszystkich reżyserów tak wyglądały.

"Ciśnienie" jest nieco gniotowate. Scenariusz Aronofskiego.

"Źródło" drugie od dołu. :-)

Ej no. Aronofsky był tylko jednym z 3 autorów scenariusza i jednym z producentów, a reżyserował gość od takich arcydzieł kina jak "Pitch Black" i "Kroniki Riddicka". To jak obwiniać Tarantino za "Hostel". :P

Aronofsky był tylko jednym z 3 autorów scenariusza i jednym z producentów

...czyli miał wpływ na końcowy efekt, który jest mizerny? ;>

Nic się nie martw, ja też kocham Aranofskiego, a nie popełnił takiego błędu jak Wong Kar Wai robiąc "Jagodowe noce" (w moim odczuciu, oczywiście; fanatycznie uwielbiam azjatyckie filmy Wonga).

Nie znam tych dzieł, o których piszesz. :-) Rozumiem, że powinnam trzymać się od nich z daleka.

Miał zapewne wpływ, ale na pewno znacznie mniejszy, niż gdyby sam reżyserował. "Ciśnienie" zaliczyłabym do filmów Aronofskiego tylko wówczas, gdybym miała akurat zły nastrój i chciała mu dokopać. ;)

Z tych 3 widziałam tylko Hostel (raczej dla koneserów), a przy pozostałych sugerowałam się cudzymi ocenami i raczej nie są godne polecenia.

Zamknięcie i krążenie wokół to zupełnie różne rzeczy ;) Właśnie mi "Źródło" nie pasuje do tej zgrabnej formułki. Niby jest obsesja, ale czy poszukiwanie leku jest dla bohatera celem samym w sobie? Nie, robi to dla swojej żony, to nie ściganie porządku wszechświata jak w "Pi". Paradoksalnie, najbardziej fantastyczny z jego filmów mówi o rzeczach najbardziej uniwersalnych, jak miłość. Zachowanie głównego bohatera jest w pełni zrozumiałe i prawdopodobnie wielu ludzi by tak postąpiło.

Poza tym, w porównaniu z "Requiem for a dream" "Źródło" jest wyważone, poprzednie filmy są bardziej młodzieńcze. Widać w nich chęć zrobienie wszystkiego po swojemu, stąd np. ten "przeszarżowany" montaż. Oglądanie będę kontynuował, muszę się tylko zapisać do biblioteki z filmami ;)

Uważam, że jest to film najsłabszy z tych co widziałem, ale tak inny, odmienny stylistycznie, że nie sposób nie wyrazić zachwytu. Dwa dobre filmy wiosny nie czynią, trzeci sprawia, że czuję, iż coś jest na rzeczy ;) Słyszałem niepochlebne opinie o "Źródle", więc jeżeli tak wygląda słaby film, to chcę zobaczyć takich miernot więcej.

Przyznam się po cichu, że ja cenię "Pi" i "Requiem" za tę smarkaterię i bezkompromisowość. Widać, że nakręcił je ktoś niesamowicie zdolny, kto ma mnóstwo energii i i nadrabia nią ewentualne wady wynikające z niedoświadczenia. Buzuje w nich pasja, której w "Źródle" już nie ma, a w każdym razie jest przytłumiona i wyrafinowana.

Co za gniot! Pretensjonalne, kiczowate, nudne i okropnie nadęte.

Dzisiaj na TV4 o 21.00. Można sobie powtórzyć najbardziej zakręcony film Aronofskiego.

uwielbiam

psubrat
Guma
patrycja76
murrayostril
gadd
Farary
bartje
malamadi
StelmaszykAndrzej
JUMAN