Kongres (2013)
"Kongres" to długo oczekiwana, wizjonerska produkcja oparta na motywach "Kongresu futurologicznego" Stanisława Lema. W filmie zacierają się granice między rzeczywistością i fikcją. Robin Wright gra tu samą siebie. Mieszka z dwójką dorastających dzieci na ranczo, z dala od cywilizacji, kiedy wielkie hollywoodzkie studio zwraca się do niej z niezwykłą propozycją. Wright dzięki zaawansowanej technologii cyfrowej może zostać "zeskanowana", osiągając w każdym kolejnym filmie wieczną młodość. Od tej pory wszystkie jej role zagra wirtualna kopia. Decyzja, którą podejmuje kobieta, by móc dysponować nieograniczonym czasem dla najbliższych, okazuje się początkiem jej podróży przez świat przyszłości, w którym potężne studia filmowe i koncerny farmaceutyczne oferują totalne formy rozrywki, manipulując ludzką świadomością. (Opis dystrybutora)
Obsada:
- Robin Wright Robin Wright
- Harvey Keitel Al
- Jon Hamm Dylan Truliner (voice)
- Paul Giamatti Dr. Barker
- Kodi Smit-McPhee Aaron Wright
- Danny Huston Jeff
- Sami Gayle Sarah Wright
- Michael Stahl-David Steve
- Christopher B. Duncan Christopher Ryne
- Ed Corbin Charlie
- Don McManus Reeve Bobs
- John Lacy Gate Guard
- Matthew Wolf Adult Aaron Wright
- Kevin Thompson Ralph
- Evan Ferrante Tom Cruise
- Jill Maddrell Resident
- August Wittgenstein Travis
- Jörg Vincent Malotki Miramount Clerk
- Michael Landes Maxi
- Sarah Shahi Michelle
- Frances Fisher
Film zbakany, dość szalony, o kapryśnym tempie. Jednocześnie, dzięki fabularnym zmianom dający intelektualnej prozie Lema bijące, ciepłe serce. Przy okazji Folman uprawia też własną, prywatną satyrę na media i kulturę celebrycką, niewykluczone więc, że "Kongres" należałoby oglądać jako double feature z "Antiviral". Mimo pewnej chaotyczności i ogólnej depresyjności - świetne przeżycie. Czekam na Robin Wright w aerozolu.
Folman zrobił podobną rzecz co Tarkowski: użył lemowskiej powieści do własnej opowieści. Efekt jest całkiem niezły, choć przyznam, że pomysł dodawania oryginalnym postaciom jakichś rodzin (przez obu twórców) mnie jednak irytuje. Nie wątpię, że wściekły Lem bifurkuje w przestrzeni urojonej.
Miałam Tichą nadzieję na nieco więcej Lema, ale esencja tak pięknie wyciągnięta że nie sposób się czepić ;)