Taxidermia (2006)

Reżyseria: György Pálfi

Na film składają się historie trzech mężczyzn - dziadka, ojca i syna. Pierwszy z nich jest ordynansem, pragnącym miłości. Drugi jest wyśmienitym sportowcem, pragnącym sukcesów. Trzeci z nich jest wypychaczem zwierząt, pragnącym nieśmiertelności...

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Szokujący, obrzydliwy, zapadający w pamięć.

Genialny pod kazdym wzgledem, choc ostrzegam - momentami obrzydliwy. Pieknie zrealizowana groteska ze wspaniala muzyka Amona Tobina, nadajaca niesamowity klimat.

Barwny i niepozbawiony pomysłu, ale przerażająco obrzydliwy.

Bardzo oryginalny film. Zadziwiający i nieraz szokujący pomysłami. Z pewnością nie dla każdego. Dla mnie najbardziej szokująca była jednak informacja, że był to oficjalny kandydat węgierskiej kinematografii do Oscara. To na pewno nie film na gust Akademii :)

Kurczę, już kilka razy słyszałam o tym filmie, ale nigdy nie wiem, czy aby nie powinien być oglądany tylko przez hardkorów.

Jesteś hardkorem.

Wbrew ostrzeżeniom, Taxidermia nie wydała mi się specjalnie obrzydliwa. Sceny, które mogły takie być nakręcone zostały w sposób komiksowy, groteskowy. Jakimś cudem nie rozmazało to "przekazu" a dzięki temu dało się film oglądać bez korzystania z innowacyjnej metody wymiotowania nazwanej imieniem środkowego bohatera. A o czym jest Taxidermia? Chyba o dążeniu do wyjątkowości i ponadczasowości (to sugeruje ostatni monolog). Ale nawet jakby była o niczym, dawałaby radę :)

Odważny, bezkompromisowy, efektowny wizualnie i obrzydliwy film, rozpisany na trzy epoki historyczne i trzy pokolenia dziwacznych indywiduów. Czego chcieć więcej. Nie mogę się uwolnić od myśli, że "Taxidermia", że względu na wyraźny kontekst historyczny i geograficzny, ma jakieś lokalne, węgierskie znaczenie - chociaż nie mam pojęcia jakie. Jakie by ono nie było, nie jest to film dla osób, które szukają w kinie miłych wrażeń lub mają delikatny żołądek.

Film o trzech mężczyznach, którzy dążą do nieśmiertelności na różne sposoby. Od najbardziej biologicznego czyli przekazania swoich genów dalej, poprzez zapisanie się w zbiorowej pamięci jako sportowiec (o ile jedzenie na czas można uznać za dyscyplinę sportową), aż po uczynienie z własnego ciała rzeźby - czegoś pomiędzy Dawidem Michała Anioła a Wenus z Milo. Dosadne, biologiczne widowisko, nie tyle szokujące co pozostawiające z każdą sceną wrażenie coraz większego niesmaku. "Taxidermia" nie daje widzowi przyjemności (nie uwzględniam masochistów), ale w tym, że uwiera i niepokoi tkwi jej siła.

NarisAtaris
aneczka840
agryppa
dcd
dcd
kajettanus
mistermaddog
lamijka
jango
psubrat