Łagodny potwór - projekt Frankenstein (2010)
Rudi jest spokojnym, cichym, nieśmiałym 17-latkiem, który wraca do domu po kilku latach spędzonych w internacie. Liczy na odnalezienie ciepła, uczucia rodzinnego, a także poznanie prawdy o swoim ojcu, którego tożsamości nigdy nie poznał. Powitanie jednak nie jest serdeczne, nie jest mile widziany. Chłopak przypadkiem trafia na casting do filmu i zostaje wybrany przez reżysera urzeczonego jego osobowością i perspektywą łatwego prowadzenia naturszczyka. Role, jak często bywa, szybko się odwrócą...
Obsada:
- Rudolf Frecska Boy
- Lili Monori Mother
- Kornél Mundruczó The Director
- Kitty Csíkos Girl
- Miklós Székely B. Father
- Diána Kiss Tünde
- Natasa Stork Director's assistant
- Ági Margittay Florist
- Kata Wéber Girl at casting
- Sándor Terhes Inspector
- Éva Szigeti Widow at casting
- Dániel Seemann Boy at casting #1
- Ferenc Szilágyi Police officer
- László Tóth Policeman
- Béla Bagota Crime scene photographer
- Szabolcs Gáspár Boy on the street
Zwiastun:
Wyróżniona recenzja:
Potwór Mundruczo
Historia Frankensteina i jego monstrum jest bardzo dobrze znana; jeśli nie z książki Mary Shelley, to na pewno z filmów, których powstało bez liku. Kornel Mundruczo jednak nie przełożył wiernie słynnej powieści na obrazy filmowe kartka po kartce, ale rozprawił się z tematem w iście autorski sposób. Potwór w filmie węgierskiego twórcy nie ma ciała zszytego z fragmentów trupich szczątków, ...
Stara historia we współczesnej wersji obyczajowej - zamiast dr. Frankensteina mamy ojca, który przez brak uczuć stworzył syna-potwora. Mundruczo chciał nam chyba pokazać, że starą powieść można odczytać na nowo. Tyle, że dla mnie to oczywiste. Powieść Mary Shelley była symboliczną i uniwersalną opowieścią o inności, niezrozumieniu, samotności. Mundruczo ją strywializował do banalnej opowiastki o niekochanym synu. Zupełnie zbędny film. Naciągane 6.
No warto dodać, że na początku ten ojciec jest reżyserem , przez co film staje się także przypowieścią o sztuce. Na mnie zrobiło wrażenie także specyficzne i chyba jednak osobiste, oryginalne ukazywanie przestrzeni miasta. Ech, i znów ten banalizm za wszelką cenę;) A myślałem, że Ci się spodoba.
Bardzo podobała mi się książka i myślę, że w tym sedno sprawy. A poza tym wkurzał mnie ten główny bohater (Monster ;)), którego wyraz twarzy nie zmieniał się przez cały film. Rozumiem, że to taki celowy zabieg, żeby pokazać, że Monster ma kłopoty z okazywaniem uczuć? (bo płakać nie umiał)
Zaskakująco wierna adaptacja Frankensteina, tyle że bez fajerwerków i fantastycznych dyrdymałów. Wszystko jest ładnie zagrane i sprawnie odpowiedziane, ale zastanawiam się cały czas po co (po za tym że "bo się da"). I stąd ocena również bez fajerwerków.
No wiesz, ja idę na to dopiero w piątek. Złamałeś niepisaną umowę!
Bardzo podobało mi się przejście ze świata autotematycznej dygresji w świat filmowej fikcji. Przede wszystkim to bardzo ciekawy film autorski, tworzący oryginalną i niebanalną interpretację historii o Frankensteinie.
Wybieram się na to w piątek i bardzo jestem ciekawy co wyszło z tej historii...