Mulholland Drive (2001)

Mulholland Dr.
Reżyseria: David Lynch
Scenariusz:

Młoda kobieta traci pamięć w wyniku wypadku samochodowego. Półprzytomna znajduje schronienie w luksusowym apartamencie, do którego następnego dnia wprowadza się początkująca aktorka. Dziewczyny zaprzyjaźniają się. Okazuje się, iż torba rannej wypełniona jest pieniędzmi. Bohaterki próbują rozwikłać zagadkę. Natrafiają jednak na nowe pytania i tajemnice: puste mieszkania, nieznajomych mężczyzn, morderstwa oraz dziwne nocne spektakle.(opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastuny:

Atutami są: fabuła, która sprawia że co chwilę oglądający myli trop chcąc zrekonstruować sekwencję zdarzeń w filmie oraz pełen namiętności duet kobiecy Watts i Harring.

film-dziwadło..cały Lynch;)

Po pierwszym seansie tego filmu przez tydzień nie mogłem przestać o nim myśleć. Rzadko się zdarza, żeby jakiś film tak mi utkwił w głowie.

Bardzo lubię Lyncha za jego nieskrępowaną niczym enigmatyczność, którą w tym filmie widać jak na dłoni. Jeśli ktoś za nim nie przepada, może sobie darować.

Przyjemnie straszy.

W zasadzie o tym filmie nie wolno nic pisać, żeby nie zepsuć go tym, którzy jeszcze go nie widzieli; co samo w sobie jest chyba najlepszą recenzją.

Zdecydowanie nie do oglądania dla osób nie znających filmów Lyncha – szkoda by było się zrazić już na początku.

Będzie krótko: współczesne arcydzieło.

Prawie tak wielkie jak Lost highway. Mulholland nieco zawodzi jednak w drugiej części, a Zagubiona autostrada jest genialna od pierwszej do ostatniej sekundy.

Muszę przyznać bez bicia, nie widziałem. :)

Zazdroszczę Ci tego co przed Tobą. Ja najpierw zobaczyłem Autostradę, a potem znakomity Mulholland. Przez tydzień siedziała mi w głowie, a kawałki Bowie i Rammsteina już zawsze będą mi się kojarzyły z niesamowitymi obrazami Lyncha. Filmy tego reżysera uwielbiam oglądać samotnie wieczorową porą.

Bycie zakładnikiem Lyncha to okrutna przyjemność. Coraz bardziej lubię się nią okaleczać. Dla potrzebujących: uzależniającą gorycz po Mulholland wydłużyć można, słuchając Street Spirit (Fade Out) by Radiohead. Po-le-cam.

Panie Lynch nakręć pan w końcu coś nowego w takim stylu, bo ile razy mogę delektować się tym dziełem.

Wydaje się bezsensowny z początku, ale po jakimś czasie nonsens nabiera nieco sensu.

Można powiedzieć - sensu w sam raz na ocenę bdb.

Jedno w tym filmie jest pewne - muszę obejrzeć jeszcze raz.

WijElitarnegoKorpusu
Chilly
balzac4
Valutiras
z0rin
duzulek
NarisAtaris
redo123
kasi3nka
slowcheetah