Śmierć w Wenecji (1971)
Kompozytor Gustav von Aschenbach, który przeżywa zawodowy i osobisty kryzys, spotyka w Wenecji w trakcie wypoczynkowej podróży polskiego chłopca, Tadzia. Jego niewinność i uroda wywierają na artyście ogromne wrażenie. Zatapia się w tym doskonałym pięknie aż do samounicestwienia, chodzi za chłopcem krok w krok, by nie utracić ani na chwilę jego obecności. Staje się to jednak jego zgubą, gdyż w Wenecji szerzy się w tym czasie cholera i zbiera krwawe plony....
Obsada:
- Dirk Bogarde Gustav von Aschenbach
- Romolo Valli Hotel manager
- Mark Burns Alfred
- Nora Ricci Governess
- Marisa Berenson Frau von Aschenbach
- Carole André Esmeralda
- Björn Andrésen Tadzio
- Silvana Mangano Tadzio's mother
- Leslie French Travel Agent
- Franco Fabrizi Barber
- Antonio Appicella Vagrant
- Sergio Garfagnoli Jaschu, Polish youth
- Ciro Cristofoletti Hotel clerk
- Luigi Battaglia Scapegrace
- Dominique Darel English tourist
- Masha Predit Russian tourist
- Eva Axén Tadzio's oldest sister
- Marcello Bonini Olas Nobleman at hotel party
- Bruno Boschetti Train station employee
- Nicoletta Elmi Little girl at table
- Mirella Pamphili Hotel guest
- Marco Tulli Man who faints at station
Wyróżniona recenzja:
W oczekiwaniu na śmierć
Podejście 1. Bohater płynie gondolą, bardzo realistycznie trzeba przyznać, bo płynie z pół godziny, a widz może podziwiać w tym czasie smętną panoramę i zastanawiać się, dlaczego on płynie tak długo. Kiedy w końcu dopływa do celu tj, mola. Upewniwszy się, iż protagonista dotknął suchą stopą lądu,co więcej, zakwaterował się w hotelu a nie utopił się w weneckim kanale, sama ...
Jeśli komuś uda się przetrwać nudę pierwszych 50 minut, zostanie nagrodzony świetnym filmem. Gra spojrzeń rozkochanego w młodym chłopcu Aschenbacha bezcenna, a do tego cudowne symfonie Mahlera (III i V) wynagrodzą brak monologów wewnętrznych i stylu Manna.
Ja wiem, że to klasyk, ale dla mnie jest to jeden z tych Iście Artystycznych filmów, z których wynika dokładnie tyle ile widać na ekranie i nic ponadto, żadnych dodatkowych przemyśleń. Choć pauzy w fabule pozwalają na odkrycie sensu istnienia, sama historia prowadzona jest zbyt dosłownie.
I dlatego 1/10? Czyli tyle co Aliens vs Predator 2? Chyba nie rozumiem Twojego systemu ocen :)
tak. film w całości oglądałam 3 razy, 3 razy go analizując pod innym kątem. Za każdym razem nie mogłam doczekać się końca po pierwszych 10 minutach. A sala kinowa bezlitośnie zamknięta.
Masochistka!
Uroki studiowania kierunku filmowego. Kazdy klasyk przemaglowany.
I każdy oceniony na 1?
Nie. Tylko te w mojej ocenie zaslugujace na 1. Czy ja popelnilam cos o czym nie wiem oceniajac ten film tak nisko? Nietykalnosc klasykow atakuje mnie i tutaj, szkoda.
Nic nie szkodzi, że oceniłaś na 1, tylko zastanawiam się dlaczego.
Byłbym wdzięczny, gdybyś nieco rozwinęła nieco swoje argumenty, bo na razie zrozumiałem, że zajechali Cię tym tragicznym filmidłem w jakiejś szkole.
Nie, tu nie chodzi o nietykalność klasyków, tu chodzi o nietylakność Śmierci w Wenecji:P a przynajmniej nie tykanie jej jedynką, bo to odważna ocena. Moim zdaniem należąca się naprawdę całkowitemu chłamowi, a jednak chyba patrząc całkiem racjonalnie na ten film, to nie możesz np powiedzieć, że nastrój jest niezwykły, gra aktorska świetna, muzyka kojąca i niepokojąca zarazem.
Sam fakt, że jest to film o facecie w łódce powoduje, że nie wystawiłbym mu najniższej oceny.
To jeden z tych klasyków, który mówi rzeczy najważniejsze: o tęsknocie, pragnieniu, miłości , o destrukcyjnej mocy piękna. Kreacja Dirka Bogarde'a to ideał. Film wysmakowany estetycznie w najmniejszym szczególe. Niespieszna narracja oddaje doskonale charakter prozy Tomasza Manna.
Kocham opowiadanie, kocham też film. Kocham to, że jest wolny, kocham to, że jest sentymentalny, kocham to, że bywa dziwny. Jest w nim epickość i cisza. Jak w muzyce Mahlera
Może to wynik moich wygórowanych oczekiwań - dlatego, że to opowiadanie Manna i dlatego, że reżyserował Visconti - ale niestety film mnie mocno zawiódł. Długo by pisać dlaczego, ale w zasadzie przychylam się do tych zarzutów, które już trzydzieści prawie lat temu sformułował Jackiewicz. Szkoda..
Polskie dialogi zraniły ucho me, ale był to w zasadzie jedyny dysonans podczas oglądania tego wspaniałego filmu. Znakomita, wielowarstwowa opowieść ubrana w bardzo dobre zdjęcia, uświetniona doskonałą muzyką, do tego niespieszne tempo, nuta sentymentu i melancholii. Wielkie kino.
Przepraszam, ale jak słyszę "Śmierć w Wenecji" do głowy przychodzi mi zawsze tylko i wyłącznie ten cytat. Niech cię cholera Lubaszenko!
A film mam na wishliście od dawna. Właśnie wskoczył do pierwszej dziesiątki.
ROTFL :D
Trafił w Polsce do kin na jakiś czas, tak jak wcześniej "Hair" i "Pół żartem pół serio". Jak się pospieszysz to zdążysz :)
Może polski tytuł powinno się zmienić na : "Film o facecie w łódce". Bardziej chwytliwe.
Szkoda, że większość kojarzy go głównie ze sceną z "Poranku kojota" czy jak to tam się nazywało. Piękny i wzruszający film.