Tuesday, After Christmas to intymna historia małżeństwa u progu rozpadu, rozdartego zdradą Paula, ale i jego dylematem moralnym. Skok w bok okazuje się dla niego zmysłowym orzeźwieniem, z którego wypada się rozliczyć – powiedzieć żonie... (ENH)
Przypadkowy widz, który zabłądzi do kina na "Wtorek, po świętach" zobaczy na ekranie napis "Marti, dupa Craciun" i słowo "dupa" wyda mu się znajome. Po chwili zobaczy na ekranie dwudziestokilkuletnią blondynkę leżącą nago obok równie nagiego trzydziestokilkuletniego mężczyzny. Ciało kobiety prezentuje się pięknie, kamera ukazuje jej kształtne piersi i pośladki, wygolone łono i dyskretny tatuaż na lędźwiach, chociaż nie skupia ...
Mało odkrywcze, ale prawdziwe. Każdy facet prędzej czy później znudzi się żoną i zacznie szukać czegoś młodszego i jędrniejszego. Kwestia tego czy znajdzie i czy się potem przyzna :-D O dziwo film ogląda się bardzo dobrze, dzięki dobremu aktorstwu i dialogom na poziomie. Taka typowa średniawka, można ale nie trzeba. Nieśmiałe 7/10
Prościutka historia, ale siłą filmu jest to, jak została opowiedziana. Bardzo szczery, autentyczny film. Znakomicie zagrany. I jak bumerang wraca pytanie: dlaczego w polskim kinie to się nie udaje. Dlaczego?!
Porządne, współczesne kino rumuńskie: kiedy powiedzieć żonie o młodszej kochance, która okazała się czymś więcej niż krótkim kaprysem, co oczywiście przyczyniłoby się do rozpadu całkiem szczęśliwej rodziny? Radu Muntean w duchu Nanni Morettiego: dużo zwyczajnych, codziennych czynności z rozgrywającym się na pierwszym planie małym dramatem mężczyzny, który musi zadecydować czy i w ogóle opuszczać żonę. Naprawdę niezły film.
Myślałam, że to będzie dobra obyczajówka o życiowych problemach. I to faktycznie jest obyczajówka o życiowych problemach, ale dość słaba. Dłuży się. 2/3 filmu to usypiacz. Dopiero pod sam koniec coś się zaczyna dziać. Postacie płytko pokazane, a szkoda, bo to postacie powinny być filarem obyczajówki.
W sensie o zwyczajnym życiu, pokazujących wycinek rzeczywistości. Zaskakująco dobrze się oglądało, bo obyczajówek nie lubię - nudzą mnie. Zwykle są o tym samym (jeden z partnerów zdradza, powolny rozpad związku/rodziny), różnica polega na tym z czyjej perspektywy historia jest opowiedziana. Wiem, że uogólniam straszliwie.
"Wtorek, po świętach", mimo że wpisuje się w schematy, jest na tyle szczery i dobrze opowiedziany, że uznaję go za dobry film.
Temat trochę oklepany. Mąż po trzydziestce, znudzony swoim małżeństwem, związuje się z młodszą dziewczyną. To już kolejny rumuński film, w którym reżyser ustawia kamerę w jednym miejscu, a aktorzy po prostu odgrywają swoje role. Całkowita statyczność scen, bez ruchu. Poza tym reakcja żony, gdy dowiedziała się o zdradzie męża, dla mnie jakaś taka bez wyrazu, wręcz nudna. Zobaczcie sami, żeby wyrazić swoje zdanie.
Mało odkrywcze, ale prawdziwe. Każdy facet prędzej czy później znudzi się żoną i zacznie szukać czegoś młodszego i jędrniejszego. Kwestia tego czy znajdzie i czy się potem przyzna :-D
O dziwo film ogląda się bardzo dobrze, dzięki dobremu aktorstwu i dialogom na poziomie. Taka typowa średniawka, można ale nie trzeba. Nieśmiałe 7/10
Prościutka historia, ale siłą filmu jest to, jak została opowiedziana. Bardzo szczery, autentyczny film. Znakomicie zagrany. I jak bumerang wraca pytanie: dlaczego w polskim kinie to się nie udaje. Dlaczego?!
Żałuję, że nie widziałem. Rumuńskie kino mnie nie zawodzi.
Długo mi to zajęło, ale mnie też wciągnął. I to bardzo!!
Porządne, współczesne kino rumuńskie: kiedy powiedzieć żonie o młodszej kochance, która okazała się czymś więcej niż krótkim kaprysem, co oczywiście przyczyniłoby się do rozpadu całkiem szczęśliwej rodziny? Radu Muntean w duchu Nanni Morettiego: dużo zwyczajnych, codziennych czynności z rozgrywającym się na pierwszym planie małym dramatem mężczyzny, który musi zadecydować czy i w ogóle opuszczać żonę. Naprawdę niezły film.
Myślałam, że to będzie dobra obyczajówka o życiowych problemach. I to faktycznie jest obyczajówka o życiowych problemach, ale dość słaba. Dłuży się. 2/3 filmu to usypiacz. Dopiero pod sam koniec coś się zaczyna dziać. Postacie płytko pokazane, a szkoda, bo to postacie powinny być filarem obyczajówki.
ten film jest przecież niesamowity! scena u ortodonty 10/10
Jak na obyczajowy film "o niczym" ogląda się to zaskakująco dobrze. Zwyczajne życie pokazane w taki sposób, że się nie nudziłem. Porządne kino.
Jak to "o niczym"? Jak to "zaskakująco"? Przecież to świetny film jest! Prosty (jak tytuł sugeruje), a w tej prostocie wybitny.
W sensie o zwyczajnym życiu, pokazujących wycinek rzeczywistości. Zaskakująco dobrze się oglądało, bo obyczajówek nie lubię - nudzą mnie. Zwykle są o tym samym (jeden z partnerów zdradza, powolny rozpad związku/rodziny), różnica polega na tym z czyjej perspektywy historia jest opowiedziana. Wiem, że uogólniam straszliwie.
"Wtorek, po świętach", mimo że wpisuje się w schematy, jest na tyle szczery i dobrze opowiedziany, że uznaję go za dobry film.
Film o niczym, fakt. Ale udało się uciec chociaż o krok od utartych schematów, no i przyzwoicie zagrany.
Temat trochę oklepany. Mąż po trzydziestce, znudzony swoim małżeństwem, związuje się z młodszą dziewczyną. To już kolejny rumuński film, w którym reżyser ustawia kamerę w jednym miejscu, a aktorzy po prostu odgrywają swoje role. Całkowita statyczność scen, bez ruchu. Poza tym reakcja żony, gdy dowiedziała się o zdradzie męża, dla mnie jakaś taka bez wyrazu, wręcz nudna. Zobaczcie sami, żeby wyrazić swoje zdanie.
Na równym, rumuńskim poziomie - minimalnymi środkami zrobiony wciągający film o zwykłych sprawach.