Wielki błękit (1988)
Jest takie miejsce na naszej planecie dziwniejsze od wszystkich innych - najsłabiej poznane i najbardziej tajemnicze; miejsce gdzie, podobnie jak w przestrzeni kosmicznej, ulatnia się konwencjonalne pojmowanie czasu i odległości; miejsce magiczne i niebezpieczne, do którego ludzkie ciało i ludzka dusza muszą się przystosować. Jest to zarazem jedyne miejsce, gdzie człowiek o imieniu Jacques Mayal naprawdę czuje się jak w domu. Tym miejscem jest morska otchłań - "Wielki błękit"
Obsada:
- Rosanna Arquette Johana Baker
- Jean-Marc Barr Jacques Mayol
- Jean Reno Enzo Molinari
- Paul Shenar Dr. Laurence
- Sergio Castellitto Novelli
- Jean Bouise Uncle Louis
- Marc Duret Roberto
- Griffin Dunne Duffy
- Andréas Voutsinas Ksiądz
- Valentina Vargas Bonita
- Kimberly Beck Sally
- Patrick Fontana Alfredo
- Alessandra Vazzoler La Mamma
- Geoffrey Carey Supervisor
- Bruce Guerre-Berthelot Young Jacques
- Gregory Forstner Young Enzo
- Claude Besson Jacques' Father
- Marika Gevaudan Angelica
- Jan Rouiller Noireuter
- Pierre Semmler Franck
- Jacques Lévy Doktor
- Eric Do Japanese Diver
- André Germe Philippino Diver
- Ronald Teuhi Tahitian Diver
- Rosario Campese Kelner
- Franco Diogene Recepcjonista
- Tredessa Dalton Carol
- Constantin Alexandrov Dolphin Trainer
- Pierre-Alain de Garrigues Superintendent
- Claude Robin Taksówkarz
- Paul Herman Taxi Driver in U.S.A
- Nicolas Maltos Diving Coordinator on Platform
- Marc Planceon Ratownik medyczny
- Luc Besson Blond Diver
- Valentina Castellani Lady in elevator
- Christian Gazio Plongeur coinçé
Zwiastun:
Wyróżniona recenzja:
Wielki Błękit
Luc Besson bardziej jest znany dzięki Piątemu Elementowi, Taxi, Nikicie czy wyśmienitemu Leonowi Zawodowcowi. Prawda jest jednak taka, że nawet bardzo wyjątkowy Leon Zawodowiec jest nie sięga tak głęboko w ludzka naturę jak niepowtarzalny Wielki Błękit. Film zaczyna opowieść o głównych bohaterach od okresu, w którym tak naprawdę swoje źródło mają wszystkie nasze lęki, fobie i pragnienia - w dzieciństwie. ...
Genialna produkcja z nurkującym Jeanem Reno. O wielkiej pasji i rywalizacji. Kosmiczne zdjęcia i muzyka.
No miły film, ale żeby zaraz kultowy? Raczej nie. Albo nie skumałem.
O tym jak mężczyźni tworzą swój odrębny świat, a kobiet muszą się do niego przebijać.
Kultowy film Luca Bessona. Wspaniała muzyka (Eric Serra), świetny Jean Reno.
Początek B&W; wielce zniechęcający (bo to nie wielki błękit, a wielka czerń), ale potem film się rozwija sympatycznie. Ładne zdjęcia, ładne emocje.
Od razu oczarowała mnie muzyka Siery,która trwała przez cały film.Film opowiada historię sportowca–J.Mayol’a(pierwszy przekroczył granicę 100 m.)- który posiadał przez wiele lat rekordy we freedivingu,który ma dwa wymiary sportowy i filozoficzny.Jego koncentracja jest niemal jak medytacja.Warto wiedzieć,że powstały dwie wersje filmu:dla USA która kończy się happy endem gdzie delfin ratuje Jacques'a,oraz dla reszty świata.
Ja się zatopiłam w tym filmie,tak jak bohater w wodzie.Cudo
No właśnie, a nie jakieś tam ckliwe zakończenia...chociaż osobiście lubię delfiny, chociaż żadnego osobiście nie znam
A znasz jakieś butlonosego?
Choć w niektórych scenach Besson przesadza (przesładza?), wpadając wręcz nieco w kicz, to całość i tak jest wielka, wspaniała i wzruszająca. Oglądany ponownie po latach, wciąż robi duże wrażenie. Przepiękny film!
Pierwsze słyszę, aby Wielki błękit był kiczowaty. No, ale ocena słuszna, bo to magiczny, kultowy film.
Jest kiczowaty w tym sensie, że odwołuje się do najbardziej podstawowych emocji: miłość, przyjaźń, dziecko, umieszczając jeszcze w tle piękne krajobrazy i skaczące delfiny. Ale jest w tym genialny. Dla mnie film jest arcydziełem, a Enzo pozostaje jedną z moich ulubionych postaci filmowych.
Nie wiem, czy pisanie o fundamentalnych wartościach w kategorii kiczu nie jest dużą sprzecznością. Trochę to zabrzmiało jak deprecjacja tego, co w życiu najważniejsze. Te "najbardziej podstawowe emocje" to treść bytu przecież, jego sens chyba, co?
Też mi się wydaje, że kicz to jednak coś innego. Wystarczy porównać ten film z jakimś bollywoodzkim romansidłem. Niby o tych samych wartościach mówią, ale w zupełnie inny sposób.
Nie ma się co sprzeczać o słowa, bo przecież przyznaję, że film jest genialny. Natomiast są w nim sceny, których nie pamiętałem, a które teraz po latach mnie nieco zaskoczyły, właśnie ze skaczącymi delfinami w tle. Troszeczkę w nich moim zdaniem Besson przeszarżował i stąd uwaga o "kiczu". Zasadniczo jednak jest to przede wszystkim piękny film o najważniejszych sprawach, czego przecież nijak nie neguję.
A tekst recenzji zmodyfikowałem, żeby nie wyglądało, że mi się nie podoba, skoro podoba się i to bardzo :)
Modyfikacja w pełni satysfakcjonująca ;)
sentymentalna "dziesiątka"... oglądałem (zachęcony innym zachwytem) w poznańskim kinie (prawdziwym, najprawdziwszym kinie) Malta..
Spokój morza, cisza głębin, harmonia natury... i na tym tle człowiek, mężczyzna. Tak, bo aby w pełni zrozumieć tą opowieść trzeba chyba jednak być facetem. Wybitne kino dla koneserów. Obraz, który zapada gdzieś głęboko w nas na całe życie.