Życie Adeli: Rozdział 1 i 2 (2013)

La vie d'Adèle
Reżyseria: Abdellatif Kechiche

Adela ma 15 lat. Jest chłopczycą – rano chwyta pierwsze z brzegu dżinsy, a włosy wiąże w niedbały kok. Pochodzi ze zwyczajnej rodziny, gdzie szczytem obiadowego wysublimowania jest spaghetti taty, które pochłania się, mówiąc. Adele pochłania też pasjami książki. Jest piękna, choć jeszcze o tym nie wie. Samir, kolega ze szkoły, nadaje się na pierwszego chłopaka. Seks okazuje się miły, ale czegoś tu brakuje. Wszystko staje się kompletne dopiero wtedy, gdy w życiu Adeli pojawia się Emma – błękitnowłosa, nieco starsza artystka. Pewna siebie i swojej psychoseksualnej tożsamości kobieta otwiera przed Adelą drzwi do świata spełnienia, pożądania silniejszego niż potrzeba oddechu i miłości. Miłości do kobiety. W ramionach Emmy Adela odnajduje kształt. Uczy się iść przez życie mocnym, pewnym krokiem, naprzód, po swoje. Zmysłowość i siła ekranowej relacji Adeli i Emmy jest niemal zawstydzająca. Kiedy obie są na ekranie, nic nie istnieje poza nimi. Piękne w swoich wadach, irytujące w słabościach, zapamiętałe w pragnieniu miłości bohaterki wynoszą tę osadzoną w bardzo precyzyjnym kontekście opowieść na uniwersalny, bliski każdemu z bijącym sercem poziom. (opis NH13)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Powiedzmy sobie szczerze, cały ten film trzyma młodziutka Adele. Bez niej ta prosta historia o miłości i odkrywaniu swojej drogi nie miałaby tej siły i szczerości.

Jedyne co musiał zrobić Kechiche, by zasłużyć na swoją Złotą Palmę, to biegać z kamerą za tymi dwiema świetnymi aktorkami. I biega, filmując im przez 90% czasu twarze (można sobie z powodzeniem darować seans w kinie), a przez resztę inne części ciała, oddając się tej ostatniej czynności z gorliwością zdradzającą rasowego pornografa. Nic w tej opowieści nie jest specjalnie odkrywcze, chyba że ktoś uważa za wielką sensację fakt, że kobiety mogą mieć romans. I nic poza aktorstwem (plus gwiazdka) specjalnie mnie w tym "Życiu Adeli" nie rusza, więc sądzę, że z satysfakcją zapomnę je za około tydzień.

Romanse rzadko bywają odkrywcze. Mnie w Życiu Adeli uwiódł własnie autentyzm uczuć, to że do końca trzymałem kciuki, żeby "dobrze się skończyło". Może to nie Twój gatunek? :)

Może nie mój, chociaż staram się nie nastawiać do filmu negatywnie tylko dlatego, że jest o miłości. "Kochankowie z Port-Neuf" podobali mi się ogromnie.
Ja niczego nie trzymałam. Jeśli obie strony wstydzą się za swoją partnerkę przed rodzicami i znajomymi, to taki związek raczej nie rokuje.

nic w tej recenzji nie ma odkrywczego

Nie ma to jak konstruktywna krytyka :)

ano film został odebrany powierzchownie, ciężko o krytykę tym bardziej konstruktywną takiej postawy :) Na temat sposobu filmowego przedstawienia wymienianych postaw czy nurtów ni słowa. Choćby ten turpizm. Jaki koń jest każdy widzi :)

Powierzchownie oczywiście, niczego innego bym się po sobie nie spodziewała. Ale chętnie poczytam dywagacje o nurtach i postawach napisane przez kogoś o bardziej wnikliwym umyśle. Np jakąś notkę o "Życiu Adeli" autorstwa @fammko, czemu nie. ;)

Oj @esme jestem troszke pijany. Nie lubie opowiadac filmow. Lubie rozawiac o filmach. To bylo doscy ladne, kiedy w filmie wspominiano o kolejnych filozofiach, nastepnie zobrazowano ich obraz na ekranie. Ponad wszystkim wyjatkowe podejscie do narracji ktore spowodowalo ze 3h filmu uplynelo mi wyjatkowo gladko,dla mnie to cos wyjatkowego (czemu na zewnatrz caly czas tak mży?). Sam element przedstawienia milosci lesbijskiej - wyjatkowo bezstronny - wiadomo wspolczesnie lubimy dzielic sie na dwie niezaleznie frakcje (mży a ja pisze). Latwiej mi bylo gdyby przedstawic konkretne problemy z konstukcja filmu (w knajpie grajom "cherry is not my.... Zapomnialem" #bawiom sie)

Oglądanie w chorobie zawsze wpływa u mnie dodatnio na odbiór.

Pot, łzy i smarki. Nie lubię prawdy w kinie.

Pójdź, niech Cię uściskam! :)

Takiej intymności w kinie jeszcze nie widziałem. "Niech się wstydzi ten kto widzi"...

michuk
Guma
beatadomjan
emil
MRZVA
jump_cut
dag
dag
spacewitch
AgaL
NarisAtaris