Hanezu (2011)
Hanezu no tsuki
Reżyseria:
Naomi Kawase
Hanezu to japońskie słowo określające "odcień czerwieni", zaczerpnięte z najstarszego istniejącego zbioru japońskiej poezji - Manyoshu. Naomi Kawase, odwołując się do tradycji, opowiada współczesną historię zakazanej miłości. Rozdarta pomiędzy miłością do kochanka a wyrzutami sumienia wobec męża, Kyoko będzie musiała wybrać jednego z nich. Hanezu to przykład kina eksperymentującego z formą filmową, gdzie poetyckie zdjęcia natury zostają zestawione z utrzymanymi w dokumentalnej stylistyce ujęciami fabularnymi. (opis: FFŚ)
Obsada:
- Tôta Komizu Takumi
- Hako Ohshima Kayoko
- Tetsuya Akikawa Tetsuya
- Kirin Kiki
„Hanezu” to piękny wizualnie (zachwyciły mnie słoneczne refleksy na pajęczynach i w lustrach wodnych, makroujęcia robactwa, zdjęcia robione o zmierzchu i różnorakie ujęcia pól ryżowych), nasycony żywymi barwami i wypełniony nastrojową muzyką (klasyczna z elementami etnicznymi, dodatkowo uzupełniona o odgłosy natury), poetycki (do tego ten wspaniały dwugłos narratorów) i minimalistyczny film o japońskiej melancholii, przeznaczeniu, miłości (gdzie są tacy mężczyźni? przygarnęłabym) i rywalizacji, a także hołd dla duchów przeszłości (im zresztą zadedykowano dzieło). Dla kogo jest ta produkcja? Dla miłośników przyrody, fanów ptactwa, wielbicieli japońskiego lifestyle’u i designu oraz ludzi, którzy potrzebują się zdrzemnąć na pewno. Osobom, które liczą na nagłe zwroty akcji, szybkie tempo i zajmującą fabułę, filmu nie polecam. Uwaga! To nie jest film dla głodnych ludzi. Na oczach widzów powstaje tak apetyczne jedzenie, że aż ślinka cieknie.
szkoda, ten scenariusz mógł się sprawdzić w tradycyjnej narracji czyli należało zacząć od końca... kupię sobie DVD i przemontuję dla siebie... na razie to za mało...