Głowa do wycierania (1977)

Eraserhead
Reżyseria: David Lynch
Scenariusz:

Wracając do domu, mieszczącego się w dziwnej, obskurnej kamienicy pośrodku wyludnionego, industrialnego pejzażu, Henry Spencer dowiaduje się od sąsiadki, że jego dziewczyna, Mary, zaprasza go na kolację do domu swoich rodziców. Tam dowiaduje się, że został ojcem przedwcześnie urodzonego "dziecka".

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

zbyt awangardowy

Debiut fabularny Davida Lyncha ma skrajne opinie - od pełnych zachwytu określeń "arcydzieło" po sarkastyczne "kompletne nieporozumienie". Na plus trzeba mu policzyć całkowite zerwanie z dotychczasowym znaczeniem pojęcia filmu, zwłaszcza konwencji amerykańskiej produkcji masowej dla szerokiej publiczności. Drugim plusem jest obraz - czarno-biały, surrealistyczny, niemal w całości będący wypełniony symboliką. W mojej opinii ta symbolika jest nie tylko zbyt awangardowa, ale wręcz nahalna, niemal prymitywna, męcząca, mało czytelna, praktycznie nieprzejrzysta (np. kadłubek o gadzim pysku ma symbolizować zapewne kalekie dziecko - do mnie to nie trafia). Dopasowana w tym samym stylu natarczywa nieprzyjemna muzyka może wywołać u widza chęć natychmiastowego wyjścia z kina. Wolę pospolitych Bergmanów i Bunuelów od elitarnego twórcy "Miasteczka Twin Peaks"

I co to jest, powiedzcie mi? Majak przedwczesnych rodziców? Agitka przeciw aborcji? Surrealistyczna wariacja na temat wyobcowania w dzisiejszym świecie? A może po prostu zwykły lynchowski miszmasz nie prowadzący donikąd? Aktor występuje w horrorze, a gra jak u Chaplina. Napięcie narasta i prawie zaczynam się bać, a nagle pojawia się podskakujący robaczek, którego po prostu nie mogłem traktować serio. Mimo wszystko rozumiem, że po tym filmie D.L. został dostrzeżony. Materiał tylko dla fanów.

Ja miałem ciary. Non stop.

Dziwoląg (było: bullshit ;d) jakich mało, ciężko doszukać się jakiegokolwiek sensu. Zdecydowanie odradzam.

Po pierwsze sens jest. Po drugie, kto powiedział, że sens jest najważniejszy. Po trzecie "bullshit" to chyba jednak niewłaściwe słowo nawet jak Ci stylistyka nie leży i film się nie podoba (co mnie nie dziwi, bo łatwy w odbiorze nie jest), bo jest to dzieło oryginalne, a nie taśmowy produkt z Hollywood, czyli typowe gówno.

Wiem, że dla niektórych jest to dzieło, o czym świadczą "dziewiątki", ja go nie rozumiem teraz i nie zrozumiem chyba nigdy i uważam za bardzo kiepski dziwoląg. A ta jego "oryginalność" (Tofik ze skeczu Ani Mru Mru też był oryginalny, ale przynajmniej śmieszny) wcale nie jest jego zaletą wg mnie.

Ależ ja wcale nie twierdzę, że masz dawać wyższą notę, skoro Ci się nie spodobał. Protestuję tylko przeciwko słowu "bullshit". Można film krytykować że jest nieudany, ale trzeba mu przyznać przynajmniej to, że się starał. Twoim zdaniem nie wyszło, zdarza się.

Ok, słowo bullshit za mocne rzeczywiście, porawiłem :-)
Po prostu mocno się rozczarowałem jak na film z tak wysoką oceną.

:-) :-) :-)

WijElitarnegoKorpusu
Konfucjusz70
Karinka28
Danielito
nomercyfw
KornelNocon
bartje
verdiana
JUMAN
NarisAtaris