Django (2012)

Django Unchained
Reżyseria: Quentin Tarantino
Scenariusz:

Południe Stanów Zjednoczonych, dwa lata przed wojną secesyjną. W tym miejscu i czasie krzyżują się drogi dwóch głównych bohaterów filmu: niewolnika Django (Jamie Foxx) oraz tropiącego łotrów Dr Kinga Schultza (Christoph Waltz). Schultz jest na tropie nikczemnych szubrawców braci Brittle i tylko Django jest w stanie pomóc mu zgarnąć nagrodę za ich pojmanie. Django z kolei kusi możliwość zdobycia obiecanej wolności, jeśli plan się powiedzie. Zakończone powodzeniem przedsięwzięcie daje Django wyzwolenie, jednak mężczyźni postanawiają dalej iść wspólną drogą. Schultz nadal z chęci zysku tropi najbardziej poszukiwanych na Południu rzezimieszków. Cel Django jest jednak inny - pragnie odnaleźć swoją żonę, Broomhildę (Kerry Washington), z którą wiele lat temu rozdzielił go okrutny los. (Opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastuny:

Film Tarantino zdecydowanie z tych bardziej lajtowych. Westen pełna gębą ( kibicujesz głównemu bohaterowi gryzac nerwowo paznokcie i czekasz az rozwali frajerow) a przy tym niepozbawiony elementow humorystycznych. Walz jak zwykle ujmujacy ;)

Dla dobra osób kierujących się, być może, tym, co tu piszemy, zaznaczę, że "lajtowość" tego filmu jest względna. Dla mnie osobiście był dość ciężki ze względu na prawdę, którą pokazywał pomiędzy zabawnymi tekstami i radosną, tarantinowską przemocą.

Chodzą słuchy, że Tarantino zrobił hicior.

Fajnie się oglądało. Ale film bez historii.

Taki brak entuzjazmu dziwi mnie u doktora. Dla mnie najlepszy western od czasu Bez przebaczenia z 1991r. Historia zajebista i wykonanie cudne. Nawet podoba mi się, że co kilka minut ktoś pluje w charakterystyczny dzikozachodowy sposób:
http://www.youtube.com/watch?v=NPFBglXcGJg

Może nie jestem fanem westernów? Jest w tym filmie sporo naprawdę bardzo dobrych scen, ale całość jest dla mnie "tylko" dobra. Rzeczywiście film jakby traci rytm w pewnym momencie. Django jest mistrzowskie na poziomie szczegółu ale już nie na poziomie ogółu. Ciężko mi to dokładnie wyjaśnić.

Jak widać da się jeszcze zrobić porządny Western i to w jakim stylu ! w wydaniu Tarantino to totalnie moje klimaty. Django trafia na półkę moich ulubionych pozycji i zapewne jeszcze nie raz do niego wrócę.

O to to! Ja generalnie nie lubię westernów nakręconych po 1970 roku, a tu po raz pierwszy od lat odczułam tę samą radość, jaką dawały mi westerny z Johnem Waynem. Różnica jest taka, że na "Django" dodatkowo nieźle się uśmiałam. :)

Pora obejrzeć coś z dorobku mistrza:
http://filmaster.pl/osoba/sergio-leone/

W sumie, chyba masz rację.

Jeśli już ibejrzałaś wszystkie "stare westerny" jakie chciałaś :) Dla mnie po Leone przestały być fajne.

Kurczę, naprawdę kusicie. :D

Dla mnie już przed Leone nie były fajne :P

Do westernów trzeba dorosnąć. Ja je odkryłam na nowo dopiero w czasie studiów. Byłam wtedy lekko starsza od Ciebie, także nie trać nadziei. ;)

Co tu dużo pisać, Tarantino rozwala system! :)

Nie zawracajcie sobie głowy "Django", "Bękarty wojny" są o klasę lepsze!

Django jest lepsze.

:) Fabuła "Bękartów" bardziej mnie zaciekawiła, bohaterom szczerze kibicowałam i bardzo się na filmie ubawiłam. "Django" mi się podobało, ale nie przekonało do siebie. "Bękarty" mam na półce i wracam do nich co jakiś czas, a w przypadku "Django" wystarczy mi jednorazowy seans :).

Django nie jest lepszy. Jest dużo słabszy. Ale fajny.

Tak, "tylko" fajny, jak wiele innych fajnych filmów które kiedyś - tam obejrzałam i zdążyłam zapomnieć :).

Pewnie że Django słabszy od Bękartów. Jak powiada Naczelna, z tym nie ma co dyskutować. To po prostu jest fakt.

Nie ma wątpliwości, "jak wszyscy wiedzą", "naprawdę" i "generalnie" - Django jest lepsze, a nawet tak samo genialne jak Bękarty. Obejrzeć trzeba koniecznie jedno i drugie.

To wogóle nie ma znaczenia, że Tarantino reanimował Travoltę, odkrył w swoich filmach talenty Keitla, Rotha, Buscemiego, że dał kinu Michaela Madsena, że sfotografował stopę Umy Turman, że stworzył Roberta Rodrigueza. Dziś to wszystko nie ma znaczenia. Nawet tarantiniady. Dziś ma tylko znaczenie, że dzięki Tarantino możemy podziwiać wielki aktorski talent Christophera Waltza!

Poruszający film. Cięższy niż "Bękarty wojny" ale z lepiej dopracowaną długością scen. Oczywiście pełno smaczków dla poszukujących nawiązań (pomnie szczególnie podobał się zupełnie nieoczekiwany szeryf federalny ^_^), masa błyskotliwych tekstów i specyficznego poczucia humoru.

po prostu zajebisty styl Tarantina

Mistrz jest w formie!

Christoph Waltz w pierwszej, a Samuel L. Jackson z Leonardem DiCaprio w drugiej połowie filmu dają argument, że warto spędzić prawie trzy godziny w kinie. Niezła muzyka, świetne zdjęcia i... pół scenariusza dobrego filmu. Potem dobrze się bawią już tylko miłośnicy stylu Tarantino.

Nowy film Tarantino pływa we krwi, a strzały padają co 10 minut. Nie znaczy to, że jest bezrefleksyjną nawalanką. Trochę przypomina Wściekłe Psy, ale nie do końca. Mamy tutaj trochę westernu, refleksje nad niewolnictwem. Doskonała obsada - genialny Waltz a także bardzo wyrazista rola DiCaprio pozwala cieszyć się chorą, a zarazem fascynującą wizją reżysera.

Spaghetti a`la Tarantino. To brzmi smakowicie.

Czekam na ten film niecierpliwie. Właściwie nie zakładam, że może być zły. Niesamowitą wyrobił sobie Tarantino markę.

Cały rok czekania. Not fair. :/

Jak dla mnie rok 2012 jest najbardziej oczekiwanym rokiem jeśli chodzi o kino: Prometeusz, Hobbit, Dark knight rises, Django, Skyfall, Bourne legacy, Dark Shadows... Same hiciory :)

Ja najbardziej czekam na "Wstyd" McQueena, a w następnej kolejności na wszystkie (no może poza Bourne'm, co nie znaczy, że mam coś przeciwko niemu) filmy, które wymieniłeś. :D

A w styczniu jeszcze "Dziewczyna z tatuażem" Finchera, "Rzeź" Polańskiego i drugi Sherlock Holmes. No i sporo dobrego polskiego kina nas czeka ze Smarzowskim, Holland i Sztosem 2 na czele :)Taki rok w kinie zdarza się rzadko.

Najzabawniejsze jest to, że Tarantino niby sięga ciągle po różne gatunki (kino gangsterskie, kino samurajskie, kino wojenne, a wkrótce western), ale jakoś trudno się oprzeć wrażeniu, że kręci ciągle filmy w tym samym gatunku.

Oczywiście, że ciągle kręci w tym samym gatunku - tarantinowskim. ;) QT nie dopasowuje się do gatunków, to gatunki przystosowują się do niego. To jest jedna z tych rzeczy, które w nim wielbię. Jak również poczucie humoru, dystans do rzeczywistości i perfekcyjne przygotowanie do zawodu. Wszyscy, którzy mieli z nim przyjemność, powtarzają, że to chodząca encyklopedia filmu. Jak się ma taką wiedzę, można żonglować motywami do woli.

Film roku jak na razie.

Normalnie czekam jak głupek na choćby zwiastun tego filmu...

Pierwsza godzina naprawdę ciekawe, gdyby pójść tym tropem nie miałbym się do niczego przyczepić. Jednak kolejne 100 minut to już rzemieślnik Tarantino i jego "styl", nudno, miałko, przewidywalnie, schematycznie i bez polotu, nudziłem się niemiłosiernie.

Jak to u Tarantino bywa, ścieżka dźwiękowa również rewelacyjna.

W Cannes pokazano kilka scen najnowszego filmu Tarantino. Podobno blisko mu do westernów Sergio Leone, choć Quentin nazywa swój film "southernem".

Wideo w sieci nie ma ale jest zdjęcie:

A tu relacja z pokazu: http://blogs.indiewire.com/thompsononhollywood/cannes-update-things-i-learned-on-the-croisette

Podejrzewam, że będzie mu jednak przede wszystkim blisko do spaghetti westernów z serii Django, bo przecież stąd tym razem Tarantino zżyna, tyle że pewnie Tarantino zrobi to lepiej, bo jak wiadomo seria o Django technicznie perfekcyjna nie była.

Ta fota też ładna

(SPOILER) Niestety... po bardzo obiecującej pierwszej połowie filmu, pełnej smaczków, film robi się coraz bardziej męczący... a gdy giną postacie odgrywane prez DiCaprio i Waltza, ma się wrażenie, że na planie, jak i za kamerami pozostali sami amatorzy :\

A ostrzec przed SPOILERAMI to nie łaska?! Szczyt egoizmu IMO.

poprawione,
przepraszam, ze szczytu egoizmu na którym musi co przebywam

Dzięki.

Za mało Tarantino w Tarantino.

To dobry przykład na to, ile do filmu mogą wnieść dobre, błyskotliwe dialogi. I chociaż im dalej, tym film bardziej oklepany, to jednak dobre wrażenie pozostaje.

Krwawe przesadnie - jak to u Tarantino - ale w sumie jucha nie leje się rzekami. Dobre jeśli ktoś chce się trochę rozerwać, albo nauczyć się wymawiać nazwę frameworka opartego na Pythonie ;-)

Pomimo że dość długi nie dało się tego odczuć. Może dlatego że lubię aktorstwo Leonardo film uważam za warty obejrzenia choć ostatnie minuty to takie fantasy z bronią w ręku. Film oceniam na 8/10, ciekawe wątki, klimat westernowy bardzo ciekawie przedstawiony.

super film

ostatnio często w tv leci :)

najlepszy na świecie.

BlonD1E
Chmerson
lasair
WeronikaWojcik
cinemak
KubaSwiatkowski
balzac4
stivo
ani90
piotrmoskal