Śmierć nadejdzie jutro (2002)

Die Another Day
Reżyseria: Lee Tamahori
Scenariusz: ,

Tajna misja Bonda pali na panewce - choć akurat w tym wypadku wybuchów jest niemało - a sam agent wpada w ręce wrogów. Po kilku miesiącach tortur i przesłuchań zostaje zwolniony w ramach wymiany więźniów. Dowódcy z MI6 przekonani, że pod wpływem tortur zdradził swych towarzyszy, pozbawiają go licencji na zabijanie. Bond, gotów jest na wszystko, by odzyskać dobre imię, zemścić się i powrócić do czynnej służby. Na swej drodze spotyka piękną Jinx (Berry) i tajemniczą Mirandę Frost (Rosamund Pike), które odegrają kluczowe role w jego misji. Ślad prowadzi do multimilionera Gustawa Gravesa (Toby Stephens) - niebezpiecznego szaleńca, którego tajna, diaboliczna broń ma rzucić świat na kolana.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Jeden z gorszych Bondów w historii. Zdecydowanie za dużo wybuchów i efektów specjalnych. Zaczyna się całkiem całkiem, ale druga połowa jest już bardzo słaba.

Całe 5 punktów? Łaskawy jesteś. ;) Mnie jednak dobił matriksowy sposób prowadzenia kamery.

No... mam słabość do Bonda.. ;) Ale obiektywnie wiem że film jest kiepściutki...

Teledysk o Bondzie, jeszcze w dodatku Brosnan już nie bardzo w formie. Do tego chyba najbardziej beznadziejna tytułowa piosenka jak dotąd. Unikać.

Ty byś lepiej pisała, co dobrego (lub nie) jest na festiwalu, zamiast na takie głupoty czas marnować!

Dyć piszę. Jestem na WFF od soboty, w piątek wróciłam z wojaży w nocy i mogłam się tylko powyżywać na Die Another Day. :)

Jeden z moich ulubionych Bondów - głównie dlatego, że Tego Złego gra Toby Stephens ^^"

Początek jak zawsze fajny, a potem jest już tylko gorzej.

Typowy film o Jamesie Bondzie. Dla mnie Bond to porażająca ilość głupoty - przepraszam fanów za to określenie, ale nie potrafię znaleźć nic interesującego (że już się nie będę wygłupiał z szukaniem czegoś "wartościowego") w całej tej serii. Nie wiem jak można uznać nawet choćby za rozrywkę filmy o facecie, który wszystko potrafi i umie wyjść z najgorszych opresji, ratując za każdym razem świat przed konsekwencjami działań szaleńców.

A ja nie wiem, jak można tak nie rozumieć. A rozumiesz dlaczego ludzie lubią filmy o czarnoksiężnikach / smokach / wróżkach / duchach / teleportacji / podróżach międzygwiezdnych czy komedie romantyczne? Wszystko to są bajki, tylko w różnych konwencjach. Nie lubisz marzyć? :)

Całe życie marzę. Nawet chciałbym mieć podobne zdolności i umiejętności, by naprawiać świat. Ale robić o tym filmy? Mija się to z celem.

Ale z jakim celem się mija, skoro ludziom sprawia to przyjemność? To po prostu rozrywka i oczywiście nie musi Ci się podobać, ale żeby od razu aż się dziwić, że innym się podoba? Mnie dużo bardziej dziwi, że ludziom się podoba oglądanie przygód dzielnych kurdupli w nowozelandzkich górach, ale milczę jak grób. No... prawie ;)

Najdziwniejsze rzeczy sprawiają ludziom przyjemności. Tylko, że w moim odczuciu, jeśli masy potrzebują głupoty, to wcale nie powinno się tych zachcianek spełniać, co robią twórcy filmów tego typu. Dla mnie film ma sens, jeśli przekazuje jakąś wartość, co można stworzyć w każdym gatunku filmowym, nawet w kinie akcji. Jeśli film jest tylko popisem fajerwerków technicznych i, w założeniu, zabawnych tekstów i scen, to nie ma on sensu - to, oczywiście, mój pogląd na tworzenie; nie tylko filmów, ale sztuki w ogóle. Robienie głupich filmów, których potrzebują masy to komercja i artystyczna prostytucja.

"przygody dzielnych kurdupli w nowozelandzkich górach" -- moge Cię cytować? :)

Ależ proszę :)

Wszystko wszystkim, ale nie szargajmy tu świętości doktorze.

No właściwie w pewnym sensie szanuję. Zauważ, że jednak nie pluję na lewo i prawo i nawet nie oceniłem trylogii, choć jej fanem nie jestem. Ale rozumiem, dlaczego się podoba i nie mam z tym większego problemu :)

A MacGyvera widziałeś?

Kiedyś oglądałem w akademiku z kumplami - zwykle jako dodatek do innych zajęć towarzyskich, w tle. Był niezły ubaw.

Czyli kręcenie filmów nawet dla czystej, nierzadko głupiej rozrywki jakiś sens jednak ma ;)

Jeśli trzymają przyzwoity poziom.

I tu dochodzimy do dość ważnej uwagi. Bo jakkolwiek jestem wielkim fanem Bondów, to jednak trzeba przyznać, że "Śmierć nadejdzie jutro" jest rzeczywiście jednym z najgorszych filmów z serii. No ale Ty zdaje się kwestionowałeś sens całej serii. Cóż, chyba muszę napisać wreszcie dłuższy tekst i wyjaśnić laikom o co chodzi w Bondzie ;)

Wystawienie jakiemukolwiek bondowi oceny poniżej 5 jest sprzeczne z filmowa etyką.

"Sprzeczne z etyką filmową"? Nie spotkałem się jeszcze z pojęciem "etyki filmowej", więc nie wiem na czym to polega. Parafrazując wypowiedź powiem, że wystawienie jakiemukolwiek Bondowi oceny powyżej 5 jest sprzeczne z etyką par excellence.
A, wracając do wypowiedzi doktora_pueblo, chętnie przeczytam konkretne wypracowanie usprawiedliwiające wytwarzanie filmów o agencie 007.
Uważam, że "Tomorrow Never Dies" jest jeszcze gorsze.

Jest popyt, to wytwarzają. Jak dla mnie to wystarczające usprawiedliwienie. :)

Popyt to za mało. Jest też popyt na wiele innych, ogólnie pojętych rzeczy, które nie powinny istnieć - każdy łatwo może sobie odpowiedzieć, wymienić kilka z nich. Są więc wytwarzane, legalnie lub nielegalnie, na coraz większą skalę; w końcu ludziom wmawia się, że tak jest dobrze. I coraz więcej ludzi w to wierzy, bo tak wygodniej i łatwiej, po co główkować, zastanawiać się?
Niestety, masz rację, że to wynika z popytu. I nie ma na to lekarstwa. Cywilizacja, w której dominuje zdrowy rozsądek i dbałość o jakość społeczeństwa to czysta utopia, o której można tylko marzyć. Chyba, że gdzieś w innej galaktyce, w innym wymiarze.

Ja tam nie marzę o cywilizacji, w której dbano by o jakość społeczeństwa w taki sposób. Tak samo jak nie podoba mi się idea programowania cech dziecka na etapie probówki, tak i narzucanie ludziom, który film jest wartościowy, a który nie, wydaje mi się raczej piekłem niż utopią.

Idealista. Ładnie :) Tylko czy za idealizmem koniecznie musi iść brak poczucia humoru? Why so serious tropicielkoni? :)

Ja naprawdę mam poczucie humoru - nie zawsze, ale zupełnie w normie. Nic śmiesznego w takim kinie nie ma - pustego śmiechu nie liczę. Z wiekiem, na ogół, człowieka przestają śmieszyć pewne rzeczy, które śmieszyły go wcześniej. Z pewnego rodzaju humoru się wyrasta. Inaczej patrzymy na wszystko.
A jeśli chodzi o filmy, muzykę, kulturę, zaczynamy akceptować (uogólniając) coraz większy syf. Dzisiaj powstaje coraz mniej wartościowych filmów i innych dzieł, ponieważ twórcy zapominają o tym, co jest podstawą dzieła sztuki, czyli o treści. Powstają książki pełne liter, obrazy pełne farby, instalacje pełne wszelkich materiałów, filmy pełne scen, dialogów, efektów, innych bajerów, a wszystko to na nic, bo nie mają treści. Choć wciąż zdarzają się zabawne i jednocześnie mądre komedie (i nie tylko komedie). Wiem, że marudzę, narzekam, ale nie podoba mi się droga, którą zmierza sztuka, a która ciągnie za sobą sporą część ludzkości przenicowując wartości. Dlatego z tego się nie śmieję.

No, ale akurat Bondy powstają od pół wieku i jeśli chodzi o poziom intelektualny to dużo się nie zmieniły. Nie wiem czy to jest dobry przykład na zalew tandety, który jakoby dziś jest większy niż niegdyś.

A w ogóle to piszesz tak, jakbyś nie zdawał sobie sprawy z ciągłej obecności kiepskiej, ale poczytnej literatury i niewymagającego, ale lubianego przez widzów filmu w historii kultury. A pulpowe magazyny w latach 20 i 30? Groszowe kryminały? Filmy klasy B wyświetlane w samochodowych kinach lub w telewizji? Sztuka nie skręciła nagle w złym kierunku. Ona zawsze szła tą drogą, drogą współistnienia, a czasem przenikania się, kultury wysokiej z kulturą popularną, syfu z geniuszem. Oczywiście mnie też złości, kiedy wyczekiwany przeze mnie film okazuje się przeładowanym efektami gniotem, ale zdarzają się też arcyprzyjemne niespodzianki.

Nie będę Cię namawiać do polubienia Bondów, bo to faktycznie głupie filmy i rozumiem, że ta głupota może kogoś drażnić. Ja, podobnie jak @umbrin lubię je - ale też oglądam bondziaki na luzie, bez wymagań.

Bondy pomagają widzom w utrzymaniu dystansu do szeroko pojętej sztuki filmowej. Wystawienie oceny poniżej 5 łamie zasadę kinowego fair play. To tak jakby pozwolić sędziemu wystawić zawodnikowi kartkę za strzał w poprzeczkę. Niby zagranie bez sensu, ale to nadal piłka nożna.

Sorry, ale tutaj nic się nie trzyma niczego. Dystans to filmu to ma być film pełny bzdur?! Kinowe fair play?! Pewnych tworów nie można oceniać niż niż..., bo...?! Nawet, jeśli coś, moim zdaniem, nie ma najmniejszego sensu, nie mogę ocenić tego źle, bo tak nie wypada?! Ja wiem, że w dzisiejszych czasach (zresztą w każdych czasach) narzuca się ludziom pewne błędne teorie, w które każe im się wierzyć i zabrania ich krytykować, ale ja jednak wolę posługiwać się własnym mózgiem - żebym nie był źle zrozumiany, nikomu teraz nie ubliżam, tylko odnoszę się ogólnego wmawiania ludziom pewnych rzeczy, które nie są w porządku, a z którymi wszyscy powinni się zgadzać, by nie uważano ich za odmieńców etc.

Pisząc o braku poczucia humoru, miałem raczej na myśli Twoje odpowiedzi na posty w tym forum niż to, jakie filmy Ci się podobają. Strzelasz z armaty do muchy, przecież nikt tu na serio nie dowodzi tezy, że Bondy to kultura wysoka, a umbrin pisze z przymrużeniem oka. Ja też się czasem wściekam na niektóre filmy, ale to raczej wtedy gdy jako film poważny próbuje mi się wciskać coś co na poziomie intelektualnym jest miałkie i powierzchowne (vide "poważne" kino Spielberga). Bondy zawsze były autoironiczne, podoba ci się taki humor to dobrze, nie podoba też dobrze, ale żadne poważniejsze i daleko idące wnioski z tego nie płyną.

Muszę częściej stosować znaczek ;).

z0rin
Blue2012
nutinka
zur887
bttfisthebest
Mikser
beznazwybez
GARN
AniaVerzhbytska
JUMAN