Dzień bestii (2010)

Den zverya
Reżyseria: Michaił Konowalczuk
Scenariusz:

Drugi pełnometrażowy film fabularny scenarzysty, publicysty i pisarza Michaiła Konowalczuka. Trudna do pomyślenia, paradoksalna historia miłosna.
Film przedstawia niezwykły, na swój sposób liryczny, epizod z ostatnich dni Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Oddziały Wehrmachtu wycofują się tocząc ostatnie bitwy, ewakuowane rodziny powracają do swoich domów. W jednym z na wpół zniszczonych domów dowódca Wehrmachtu pozostawia nastoletniego chłopca z Hitlerjugend. Chłopiec żyje odtąd jak w oblężeniu, nie ma, dokąd uciec, został sam we wrogim dla siebie mieście. Nie pozostaje mu nic innego, jak ukrywać się w posępnej ruinie.
Przez celownik swojego karabinu snajperskiego zaczyna obserwować życie mieszkańców ożywiającego się po wojnie miasta. Powoli zaczyna żyć ich życiem, cieszy się ich radościami. Do jednego z domów, po przeciwnej stronie podwórka, wprowadza się żydowska rodzina – ojciec inwalida, matka i piętnastoletnia, rozkwitająca córka. Niemiec, nieoczekiwanie dla siebie samego, zakochuje się w młodej Żydówce. (Sputnik)

Obsada:

Pełna obsada

Ten film mógł być o wielu rzeczach - o poświęceniu wojnie, o człowieczeństwu przez nią tłumionym, o samotności, o odbudowaniu życia w zniszczonym świecie. Nie jest o żadnym z tych tematów, a całość jest do bólu niewiarygodna - nie wierzę w ani jedną rzecz, którą robi bohater, jego działania wydają się pozbawione przyczynowości i logiki. Bury film w przenośni i dosłownie.

Niemiecki żołnierz obserwuje z ukrycia egzystencję rodziny w zniszczonym, radzieckim mieście. Aż kończy się wojna i na szczęście kończy się też film. Naprawdę nie wiem, co "autor chciał tutaj powiedzieć", a bohaterowie historii wypowiadają przez cały film łącznie z 15 słów.

Fakt, że w filmie nie ma dialogów mnie bardziej zachęcił niż odstraszył, a opis był zachęcający. Błąd - powinienem Cię posłuchać i ominąć. Ten film nie ma sensu.

jakby mi ktoś powiedział, że nie będzie dialogów w tym filmie, poszłabym na koncert Much do Hydrozagadki :P

A widziałaś Rififi chez les Hommes? Jest tam półgodzinna sekwencja napadu na Jubilera bez żadnego dźwięku, a film jest rewelacyjny. Jestem sobie w stanie spokojnie wyobrazić rozwinięcie jej do godziny z kawałkiem. Dzień bestii mógł całkiem łatwo być naprawdę niezłym filmem, choć wyszło dużo gorzej niż w Essential Killing.

u Melville'a w kluczowych akcjach też przecież niewiele się mówiło, ale nie o to chodzi. wiesz, jak czytam, że film to kino drogi z kambodży, gdzie samotna kobieta przemierza dżunglę ze swoim kotem u boku i kontempluje dziką przyrodę to raczej uciekam, a z opisu Dnia Bestii wynikało, że oglądniemy jakąś epicką historię o końcu wojny w ZSRR, okiem porzuconego snajpera niemieckiego. no helloł!

:)
Opis sugerował jednoznacznie, że będziemy oglądać powrót żydowskiej rodziny do życia przez lunetę snajpera. Trudno oczekiwać po nim wielu dialogów.

Nie widziałem żadnego filmu z Kambodży. Chyba szkoda, bo z tego co pamiętam, mieli króla/prezydenta, który był fanatykiem kina i nakręcił mnóstwo tytułów z sobą w roli głównej oraz armią kambodży w tle. Brzmi jak coś akurat na spotkania filmowe u michuka.

"Przez celownik swojego karabinu snajperskiego zaczyna obserwować życie mieszkańców ożywiającego się po wojnie miasta. Powoli zaczyna żyć ich życiem, cieszy się ich radościami. Do jednego z domów, po przeciwnej stronie podwórka, wprowadza się żydowska rodzina – ojciec inwalida, matka i piętnastoletnia, rozkwitająca córka. Niemiec, nieoczekiwanie dla siebie samego, zakochuje się w młodej Żydówce."

Myślę, że:
- ożywiające się po wojnie miasto to jednak zbyt górnolotnie powiedziane
- skąd wiemy, że córka ma 15 lat?!
- nawet tego żydowskiego pochodzenia ciężko się domyślić

i tutaj jeszcze: "Oddziały Wehrmachtu wycofują się tocząc ostatnie bitwy, ewakuowane rodziny powracają do swoich domów." - normalnie, jakbyś miał zobaczyć któryś z tych epickich, telewizyjnych filmów z Niemiec:D

Ależ ja się z tobą generalnie zgadzam, że w filmie nie wiadomo o co chodzi i całość nie trzyma się kupy. A tak w ogóle, to chyba nie wart jest takiej długiej dyskusji, są lepsze filmy o których można porozmawiać.

Film do oglądania w kinie na dużym ekranie. Wtedy zupełnie inaczej chłonie się obrazy. Bardzo dziwne, że ten chłopaczek został sam w ruinach, ale skoro już został... to jego zabawa w voyeuryzm dodaje filmowi uroku. W zasadzie robi ten film. Świetne zdjęcia.

verdiana
matjupawar
turin
ayya