Stowarzyszenie Umarłych Poetów (1989)

Dead Poets Society
Reżyseria: Peter Weir
Scenariusz:

Do szkoły dla chłopców przybywa nowy nauczyciel angielskiego - charyzmatyczny John Keating (Robin Williams). Jego niekonwencjonalne metody prowadzenia zajęć wnoszą pewien powiew świeżości do skostniałych murów i... umysłów. Umiejętnie i mądrze Keating nakłania swoich uczniów do poddawania się własnym pasjom i po prostu cieszenia się z każdego nowego dnia, który może przecież przynieść coś niezwykłego. Stowarzyszenie umarłych poetów to jeden z najbardziej błyskotliwych i uroczych filmów roku, entuzjastycznie przyjęty zarówno przez widownie jak i krytykę.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

i tak lepszy niż książka..

Cudowna opowieść, Williams pełen charyzmy - tu pokazał ją z sensem. Historia o dojrzewaniu i sztuce jako czymś żywym w człowieku to atrakcyjny przekaz dydaktyczny dla młodzieży, ale metaforycznie mówi znacznie więcej, bo to także o sile przekonań.

Zapomniałam o tym filmie całkowicie, choć temat wydaje mi się ciekawy, a Robin Williams zagrał naprawdę nieźle. Więc uroczy tak, ale błyskotliwy niekoniecznie.

Tak jak książka, film niesamowicie mnie wciągnął. Robin Wiliams spisał się świetnie w swojej roli.

Peter Weir należy do grona moich ulubionych reżyserów. Jego Ostatnia Fala czy Piknik pod wiszącą skała, to już klasyka dzisiaj. W 1989 roku dokonał jednak dzieła zupełnie odmiennego od swoich poprzednich filmów. Stowarzyszenie Umarłych Poetów, bo o nim mowa, to jedynie kolejne potwierdzenie talentu Weir'a. Oby tak dalej.

hiperaktywnosc williamsa przyprawia mnie o dreszcze. ale jak komus nie przeszkadza to fabula calkiem ok.

Film ciekawy, choć nie ukrywam , że nie należy do gatunków moich ulubionych.... warto go jednak zobaczyć... bo ciekawa historia....

Pseudointelektualny.

"O, Kapitanie, Mój Kapitanie!" mawiali uczniowie do swego nauczyciela Johna Keatinga (Williams). Jako rekomendację mogę podać fakt, iż dzięki temu filmowi zapałałem szczerym uwielbieniem dla amerykańskiej poezji, której w dziele Petera Weira nie brakuje. Z czystym sercem polecam.

Lubię. Może za R. Sean Leonarda, szczególnie jak go teraz widuję w Housie i widzę różnicę. Może za pomysł, temat i przesłanie.

Ach te czasy młodości....

Charyzmatyczny Williams - brawo! Poruszający obraz tego, czego w obecnych szkołach zobaczyć już się nie da. Trzeba zobaczyć

Może ten film jest o prawdzie? Prawdzie jak koc, który nie przykrywa stóp.Ciągniesz go, kopiesz, szarpiesz a mimo to nigdy go nie starcza. Prawdzie narzuconej nam jak koc przez innych. A może prawdzie noszonej w nas samych? Kim jesteśmy, kim chcemy być, dokąd zmierzamy.

'Carpe diem...' - tymi słowami należy rozpocząć recenzję tego filmu. To dzieło o romantycznych wartościach, które zostały wyparte przez ortodoksyjne zasady, ponieważ szkoła do której uczęszczają uczniowie wyznaję zasadę: "Tradycja, honor, dyscyplina, doskonałość".
Grzechem byłoby nie wspomnieć o utalentowanym nauczycielu - Johnie (Robin Williams) vel "Kapitan", który wyzwala w uczniach wrażliwość wydobytą wprost z dna ich serc.

Poetycka wizja o tym, że należy marzyć,wierzyć i szczerze kochać.

Bardzo dobry film z kompletnie nieudanym zakończeniem. Świetny scenariusz, świetnie zagrany i nakręcony. Efekt jednak psuje ostatnie 20-30 minut. I nie mówię o finałowym "O Captain! My captain!". No ale bez spoilerów. I tak warto ;-)

Świetne kino.

Świetne kino.

lasair
WeronikaWojcik
portale
pkudron
Efunia
patrycja76
MRZVA
Danielito
LukasK
nikanika