Cyrus (2010)
Samotny, cierpiący na depresję po tym jak dowiedział się o planach małżeńskich byłej żony, John nie może uwierzyć w swoje szczęście, gdy poznaje Molly. Zauroczony od pierwszej chwili, gdy zobaczył ją na przyjęciu, widzi perspektywę gorącego romansu, a może nawet związku. Czar pryska, gdy na scenie pojawią się 21-letni Cyrus, syn Molly z którym wiąże ją bardzo silny związek emocjonalny i dla Johna może nie starczyć miejsca.
Obsada:
- Jonah Hill Cyrus
- John C. Reilly John
- Marisa Tomei Molly
- Catherine Keener Jamie
- Matt Walsh Tim
- Tim Guinee Roger
- Katie Aselton Lauren
- Kellan Rhude
- Jamie Donnelly Pastor
- Zosia Mamet
- Steve Zissis Rusty
- Jerald Garner Beer Drinker / Party Boy
- Justin Wilczynski
- Kathy Wittes Ashley
- Sean Paul Hackett Hackattack
Zwiastun:
Wyróżniona recenzja:
Szczerość i hipokryzja [WFF 2010]
Jonah Hill (tytułowy Cyrus), John C. Reilly (John) oraz Marisa Tomei (Molly) - nie wiem jakimi są aktorami. Prawdopodobnie widziałem ich na oczy pierwszy raz. Ale do tego filmu pasują znakomicie - po prostu nie wyobrażam sobie, żeby te postacie mógł zagrać ktoś inny. John jest trochę nieporadny. Utknął w cieniu nieudanego małżeństwa, choć nadal uwielbia swoją byłą żonę. No ...
W „Cyrusie” najfajniejsze jest to, że obok humoru jakby rodem z prostackich komedii braci Farrelly bez żadnego zgrzytu funkcjonują sobie elementy lekkiego kina familijnego, sympatycznego melodramatu czy niedzielnego filmu obyczajowego. Wszystko poukładane z pomyślunkiem i bez przesadyzmu w którąś stronę. Zapewne dlatego tak miło się „Cyrusa” ogląda. Plus Marisa Tomei - mimo 46 lat piękna, jak zawsze.
Zawsze z przyjemnością widzę Marisę Tomei, ale mam trochę dość ględzenia o emocjach i domorosłej psychoanalizy, która jest chyba narodowym sportem Amerykanów. Do tego przez pół filmu zastanawiałam się po co napisano ten scenariusz, skoro nie ma problemu - on ją kocha, ona jego też, a syn to akceptuje. Kiedy wreszcie coś zaczęło się dziać, to już za chwilę skończył się film. Emocjonalne ciepełko sauté nie robi na mnie wrażenia. No może trochę.
Znaczny postęp w twórczości pary braci-reżyserów w porównaniu z wyjątkowo topornym "Baghead". Szkoda, że smakowicie zapowiadająca się wojna Johna z Cyrusem składała się z tak małej ilości bitew. Jednak największym minusem jest koncertowo spierniczone zakończenie. Plusy to Marisa Tomei i Catherine Keener, którą wyjątkowo lubię oglądać. Przyjemny mainstreamowy przerywnik w sączącej się z festiwalowych ekranów fali nieszczęść wszelakich.
Cyrus taki sobie. Na plus: Ciekawie ukazany problem relacji matka-dziecko. Świetnie obsadzona tytułowa rola. Film mnie nie znudził ale też nie zachwycił.