Chungking Express (1994)

Chung Hing sam lam
Reżyseria: Kar Wai Wong

Hongkong, 28 kwietnia 1994 roku. He Qiwu, policjant numer 223 właśnie chwyta podejrzanego, kiedy wpada na kobietę w blond peruce, z którą będzie się kochał kilkadziesiąt godzin później. He usycha z tęsknoty za byłą dziewczyną May, która porzuciła go w 1 kwietnia. Kupuje puszkę ananasów - ulubionych owoców ukochanej - z datą ważności 1 maja, który jest dniem jego urodzin. Kobieta w peruce zajmuje się handlem heroiną. Zatrudnia hinduskie rodziny zajmujące się różnymi interesami w dzielnicy Chungking Mansions by przemyciły narkotyki za granicę. Jednakże 30 kwietnia Hindusi znikają i kobieta podejmuje szaleńcze poszukiwania, pragnąc wytropić ich i heroinę. Tego samego wieczoru policjant 223 zjada wszystkie z 30 zgromadzonych puszek ananasów i godzi się z faktem, że May już do niego nie wróci. Zrezygnowany, wchodzi do przypadkowego baru zdecydowany przespać się z pierwszą napotkaną kobietą. Okazuje się nią kobieta w peruce. (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Dwie historie miłosne, głęboko osadzone w miejskim krajobrazie Hong Kongu. Pierwsza historia lepsza niż druga, obie dzieją się w pobliżu pewnego baru z fast foodem. W części pierwszej kilkukrotnie pojawia się, jako piosenka grana w jukeboksie, piękne "Things in Life" Dennisa Browna.

Wprawdzie wyraźnie inspirowany Francuską Nową Falą, ale przedstawiony w na tyle nowej formie, że poraża swoją oryginalnością. To jeden z tych filmów, który wciąga w świat przedstawianych bohaterów, na tyle, że czujemy prawie fizycznie smród przypalanych frytek. Scena z Faye śpiewającą "California Dreaming" automatycznie nasuwa skojarzenie z Mią z Pulp Fiction. Nie jedyne.

Michuk, polecam w takim razie jeszcze szczególnie Upadłe Anioły Wonga. Duża szansa że również Ci się spodoba, o ile jeszcze nie widziałeś.

Nie, nie widziałem. Na pewno obejrzę. Tarantino też polecał (jego wypowiedź o Kar-Wai'u jest jednym z dodatków do DVD Chunking Expressu).

Chunking Express wskoczył właśnie na pierwsze miejsce wśród filmów tego reżysera jakie widziałem: http://filmaster.pl/profil/michuk/oceny/?year_from=&year;_to=&related;_person=Kar+Wai+Wong&tags;=

Pokrętnie romantyczny, ale właśnie takie kino właśnie uwielbiam!

Dwie bardzo klimatyczne nowele o samotności.

Azjatycki film w zachodnim stylu, przynajmniej tak mnie, jako laikowi, się zdaje, Obserwujemy dwie historie miłosne, pierwsza jest szalenie klimatyczna, w stylu noir, brakuje tylko kapeluszy. Druga nasuwa skojarzenia z komediami romantycznymi Billy'ego Wildera. Kar Wai Wong jednak nie kopiuje cudzych filmów, tylko w swoim dziele oddaje ich klimat. Chyba trzeba się zaznajomić z twórczością tego pana.

Chyba muszę sobie powtórzyć mając w pamięci Twoje skojarzenia. :) Może dlatego azjatycki w zachodnim stylu, bo z Hongkongu? A Wong ku mojemu smutkowi tak się uzachodnił (zzachodnił), że jeden z ostatnich filmów zrobił z Norą Jones. Nie polecam zapoznawania się z jego twórczością od tego filmu. Świetne jest to, że wyszły 2 boxy z jego wczesnymi filmami, tzn do czasu Jagodowych miłości i Popiołów czasu. Wracając do tematu, wydaje mi się, że Wong podejmuje dość uniwersalną tematykę i europejski widz nie ma problemu z odbiorem jego filmów. A azjatyckość przydaje tylko jego obrazom piękna. Jestem wielką fanką prostych i gustownych sukienek bohaterek wielu jego filmów. :) Ach, i pamiętaj, żeby 2046 obejrzeć PO Spragnionych miłości, bo te 2 obrazy się ze sobą łączą.

Tematyka uniwersalna, to fakt, ale narracyjnie " Chungking Express" jest filmem w zachodnim stylu. Zupełnie to było niepodobne do znanych mi medytacyjnych obrazów z Azji (o tamtejszych dziełach spod znaku krew, tryskające mózgi i urwane, latające kończyny nawet nie ma co wspominać). Do tego stylistyka z naszego kręgu kulturowego, blond włosy i prochowiec to nie są obiekty typowo azjatyckie.

Nawet nie myślałem by obejrzeć "Jagodową miłość", już sam tytuł mnie odrzucił ;) Moja biblioteka niestety nie pomyślała o "Spragnionych miłości", pewnie bym ten film wypożyczył w pierwszej kolejności (oczywiście "2046" jest ;)). Chyba jak będę tam następnym razem to wezmę "Popioły czasu".

Pytanie do osób bardziej zorientowanych w temacie, czy włamywanie się do domów w innych celach niż rabunkowy, tj. bez złych zamiarów jest jakimś stałym motywem azjatyckiej kinematografii (tak, wiem, że co państwo to zupełnie inna kultura, ale jakieś elementy wspólne chyba są)? Pytam, bo obejrzałem "Chungking Express" po "Pustym domu" Kim Ki-duka.

O uniwersalności pisałam dlatego, że taki Kim Ki Duk jest wydaje mi się bardziej koreański w tematyce niż Kar Wai chiński. Filmy Ki Duka (?) są bardziej enigmatyczne, Kar Wai'a pod tym względem są chyba dla nas łatwiejsze. Blond włosy i prochowiec chyba nie są tak niezwykłe, szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę filmy z Korei Płd. Ale sama stylistyka - pewna wideoklipowość filmów Wong Kar Wai'a jest może trochę bardziej zachodnia. Ale to tylko w kilku filmach.

"Popiołów..." nie widziałam, tego nowego filmu o jakimś karatece też pewnie nie zobaczę (w każdym bądź razie - w tej chwili jakoś nie czuję się na siłach, kompletnie nie moja tematyka, nie lubię widowisk, nie przepadam za scenami walki - nie umiem też ich docenić). To "nie mój" Kar Wai. Mój chyba już nie kręci filmów. ;)

A wracając do '2046' to nie musisz mnie słuchać. ;-) On chyba nawet funkcjonuje jako osobny film. Tyle, że wg mnie lepiej obejrzeć go po Spragnionych.. bo się go lepiej zrozumie i mniejsze prawdopodobieństwo, że się na nim uśnie. Podobno można zasnąć. Ja tam nie wiem, oglądałam go z wypiekami na twarzy. Jak tylko obejrzałam '2046' wróciłam do 'Spragnionych,..", którzy za pierwszym razem wydali mi się nieco zbyt słodcy. '2046' ściera nieco tę słodycz. Ach, mam ochotę na powtórkę! I w ogóle na spokojny powrót do kina azjatyckiego. A co do tytułu, to też go moim zdaniem zepsuli, już "My Blueberry Nights" było lepsze. Może jestem uprzedzona do tego filmu - nie grają w nim azjatyccy aktorzy, jest inny, przez Norah'ę bardziej słoneczny (wyobraź sobie: uśmiechnięta Norah Jones w słomkowym kapeluszu), to odejście od tragicznego bohatera (bohaterów) z poprzednich filmów. A teraz te całe popioły i kung fu. Marudzę.

I jeszcze: A to ciekawe, w całym Śródmieściu nie ma 'Spragnionych miłości'! Dziwne, dziwne. Wydawało mi się, że to taki popularny film był (ale to pewnie złudzenie, bo wydawało mi się, że ludzie będą drzwiami i oknami walili na nowego Herzoga 3D oraz że wszyscy razem z Gutkiem czekają na premierę Melancholii).

"Popioły czasu" zaintrygowały mnie dlatego, że Kar Wai Wong przez "Chungking Express" ukazał się mi jako reżyser daleki od robienie epickich widowisk i właśnie dlatego chcę zobaczyć jak sobie poradził z tym tematem. Na pewno będę kontynuował oglądanie jego dzieł, ale póki co powracam do Europy ;)

Nie mam już takich złudzeń, wypożyczane przeze mnie płyty z filmami Bergmana wyglądały na nieużywane, to samo Haneke, a o innych nie mogę tego powiedzieć.

Pierwsza część świetna, druga nieco nuży. Ma ten film swoje urzekające plusy, jak i irytujące minusy (ile można w kółko słuchać Californii...). Całość jednak ma swój niepowtarzalny klimat.

patryck
dobrawrozka
Michalwielkiznawca
Nevon
AnnaSak
AniaVerzhbytska
MureQ
jakilcz
dcd
dcd
nataszaspoko