Boyhood (2014)

Reżyseria: Richard Linklater
Scenariusz:

Film realizowany ponad dekadę, między 2002 a 2013 rokiem. Co roku ekipa filmowa się zbierała i dokręcała kolejną część opowieści. To wspaniała opowieść o dorastaniu. Bohatera poznajemy w wieku 6 lat, a w końcowej scenie stoi już u progu dorosłości. Jest niepewny jak jego życie potoczy się dalej. Upływający czas słyszymy w zmieniającej się muzyce, modzie. Reżyser w żaden sposób nie ocenia swoich bohaterów, tylko obserwuje jak dorastają. Niezwykłe, wzruszające, mądre kino. (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca? Wszyscy pieją pod niebiosa, więc dla równowagi pozwolę sobie ponarzekać. To prawie trzy godziny, podczas których nie zostaje zaprezentowana ani jedna oryginalna myśl. O czym jest "Boyhood"? O tym, że dzieci dorastają. Mogę napisać tu jakże niesamowicie fascynująca jest obserwacja procesu dojrzewania itd. (zestaw obowiązkowy każdej recenzji), ale nie napiszę, bo się nudziłem. Doceniam jak ten film jest zrobiony, pracę z aktorami, zaangażowanie Linklatera, ale to wszystko pozostaje puste. Wydmuszka roku.

Co do dorastania, to chyba nie tylko dzieci i wcale niekoniecznie.

Koniecznie, przecież nawet najbardziej zatwardziały Piotruś Pan sprzedaje pontiaca i zapuszcza teksańskiego wąsa :P

Dla mnie to było raczej parenthood niż boyhood.

Ja się tak właśnie obawiam, czy to nie są "Cudowne lata", wersja kinowa.

Eksperyment wykonany, lecz niestety nieudany. Filmidło pokroju tasiemca obyczajowego, litościwie upchnięte w zaledwie 3 godziny. Na początku bardzo chaotyczne, z kiepskimi dialogami, sceny w luźnym związku ze sobą. Z upływem lat ekipa chyba coraz bardziej wiedziała, jakiego filmu chce, ale nie ratuje to całości.
Bardziej spodziewałem się, że wspólne dojrzewanie bohaterów będzie tylko dodatkiem do jakiejś większej historii. Ale skończyło się na tym, że główny koncept próbuje tu zastąpić scenariusz, którego nie ma.

Wszystko fajnie, tylko się zastanawiam, co w związku z tym?

Jak to co? Masz się zachwycić, dać dziesiątkę i stwierdzić, że to film dekady ;)

Damn, nie napisali o tym w materiałach prasowych. Ale kampanie promocyjną mają akuratną.

To musisz już rozgryźć sam.

Rozgryzłem: życie ;]

Właściwie Linklater sprzedaje nam tu to samo podejście do filmowej historii, co w trylogii filmów "Przed". Jest ładnie i raczej błaho. Mądrość, którą reżyser formułuje wprost pod koniec (że życie składa się tylko z chwil) trudno określić jako specjalnie odkrywczą, choć gdyby uznać, że miał on pretensje do powiedzenia czegoś poważnego, to zarzuty byłyby znaczenie cięższe (to historia pięknych i zdolnych ludzi, taki sens życia wg hipstera, która jednak nawet nie ociera się o prawdziwe problemy, udając jedynie, że to robi. Swoją drogą uważam, że jeśli reżyser traktuje swoją "misję" poważniej, to powinien historię tę kontynuować i za 20 lat zaserwować nam "Manhood".) Czemu zatem, mimo zastrzeżeń, ocena w miarę wysoka? Bo ogląda się to przyjemnie, bo w oglądaniu naturalnie starzejących się i dorastających na naszych oczach aktorów jest jednak coś interesującego. Mógłby to być lepszy film, ale byłbym nie fair wobec Linklatera, gdybym stwierdził, że nie udało się zupełnie nic.

Zlepek najlepszych scen z seriali obyczajowych. Oczywista oczywistość, niczym nie zaskakująca.

Tak normalny że aż bardzo dobry

Konfucjusz70
magdaalicja
szum
Nola
jakubkonrad
beznazwybez
SuperMarker
NarisAtaris
alanos
Fi5heR