Ratunku! Awaria (2008)

Be Kind Rewind
Reżyseria: Michel Gondry

Mężczyzna (Jack Black), którego mózg został namagnetyzowany, niszczy wszystkie taśmy w wypożyczalni filmów wideo swojego przyjaciela. Przyjaciele postanawiają nakręcić remake kilku zniszczonych filmów: "Powrót do przyszlości", Król Lew" i "Robocop".

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Ciepły, wzruszający i śmieszny. Bardzo fajny! Optymistyczny i wolno-kulturowy. :-)

Lubię produkcje Michela Gondry'ego. Jego filmy i teledyski mają w sobie wielką dawkę fantazji, surrealizmu, humoru i ...ciepła. To czarodziej ekranu, buduje wielopiętrowe sensy w prostych ujęciach i nowatorsko wykorzystuje banalne rekwizyty, dorosłemu człowiekowi pozwala na chwilę uwierzyć, że ma kilka lat i że z ekranu szumi celuloidowe morze. Jego scenariusze są niebanalne, realizatorskie pomysły niezwykłe.
Be Kind jest ciepły i zabawny, aż chce się dołączyć do bohaterów...

Be Kind Rewind bazuje na świetnym pomyśle. Jest tu hołd dla VHS-owej ery, jest odrobinę nostalgicznie i sentymentalnie.
Wyraziste postacie, w miarę sprawne dialogi i co najważniejsze i najcenniejsze wszędobylskie przejawy i wytwory bezgranicznej wyobraźni Gondry'ego.
Niestety w trakcie seansu silnie odczuwałem piętno holiłutu. Gondry momentami jakby był na smyczy, a oś fabuły ewidentnie wycelowana jest w masowego, hamburgerowego widza.
Szkoda, że film nie powstał w Europie.

Napisz, w jakich momentach tak Cię zraził ten klimat Hollywood ? Ja w ogóle nic takiego nie kojarzę.

(uwaga: spojlery!!!)
To nie momenty a całośc raczej. Duch holiłutu dyszał gdzieś w tle tego widowiska.
Do tego oś fabuły, jej zarys niejako.
Oto sympatyczni (jednoznacznie) bohaterowie, jeden rozsądny i stateczny, drugi zakręcony żywiołak (kontrastowe zestawienie), oraz ciepły, starszy Pan, żyjący częściowo wspomnieniami, przywiązany do swojej wypozyczalni i starej kamienicy stają twarzą w twarz z tymi złymi (jednoznacznie) którzy chcą odebrać im to wszystko w czym i czym żyją.
Oczywiście nie mówię że w kinie nieholiłuckim tego nie ma, czy nie było. Owszem było i bywa. Tyle, że holiłuckie jest to że jest to nie tyle oś fabuły, co szkielet, tak żeby hamburgierowy widz miał się czego trzymać w trakcie seansu i żeby się nie pogubił. Pod ten szkielet podgrywane są dość obszerne sceny już od samego początku filmu i niestety są najmarniejszą jego częścią.
Po drugie, hamburgierowy widz nie ma wyobraźni, a jak ma to raczej taką teledyskową stąd najfajniejsza (potencjalnie) część filmu czyli szwecjowanie filmów potraktowane zostało tu skrótowo i po MTV-owemu. Miast większego szaleństwa i okazji do kreacji wyobraźni Gondry'ego mamy cały stos scen w których hamburgierowy widz ma poczuć więź z bohaterami a widz który czeka na kolejne popisy fantazji rezysera tylko mamrocze coś pod nosem o kolejnej nudnej, słodkopierdzącej gadce głównych bohaterów (oczywiście ten widz to ja, nie wiem czy Ty mamrotałaś ;) ) . Porównajmy to choćby z Jak we śnie, gdzie przebywamy wewnątrz wyobraźni bohatera prawie cały czas. W ogóle była masa okazji żeby zaszaleć ale Gondry był zapewne proszony o spokój żeby się później hamburgerek nie czuł zmieszany tym co widzi na ekranie. Tyczy się to też dialogów, przystrzyżonych i ugładzonych pod owego hamburgerka.
Zakończenie, czyli projekcja (na pewno nie domyśliłaś się że do kamienicy wpadnie facio z projektorem) filmu o Tłuściochu to już czyste holiłut. Klimat, zdjęcia, usmiech tłumu zgromadzonego wokół wypozyczalni. Gondry prawdopodobnie był poza planem bo lepiej to zrobili producenci z New Line Cinema (swoją drogą dystrybutor Godzin Szczytu;) )
Własciwie to powyżej to, jak teraz czytam, marna próba skonkretyzowania moich odczuć. Dopiszę tylko że zabierając się do seansu nie miałem pojęcia że film wyprodukowało holiłuckie studio a w trakcie seansu nie miałem co do tego wątpliwości. To niestety film kompromisowy. Gondry był na smyczy gogusiów z Fabryki snów.
Na szczęscie scenariusz był na tyle luzacki że zabiegi hołiludyzujące go nie wysterylizowały i film jest dobrą rozrywką.

Myślę, że przesadzasz. W Jak we śnie Gondry rozwijał sobie jak chciał jeden konkretny wątek, toteż mógł swobodnie doklejać kolejne fantazje. Tu po pierwsze miał pokazać jak się szwecjuje, ale nie jeden, a kilkanaście tematów (jak miał więc to szczegółowo zrobić ??), a po drugie nie widzę niczego złego w tym, że film posiada szkielet i do niego kręcone są poszczególne fragmenty, to chyba całkiem normalne, co ? :) Tak mi się kojarzy, że nawet wypracowania w szkole tworzyło się najpierw robiąc luźną listę punktów, czyli szkielet. Te elementy nie są oderwanymi kawałkami bez sensu, są spójne, razem wymieszane skupiają się wokół osi, jaką według mnie jest tworzenie filmu o legendarnej postaci. I dobrze, że jest ciepło i przyjaźnie (uśmiech tłumu, brawa, właściciel wypożyczalni, który przynosi projektor, entuzjazm uczestników, wspólna zabawa), dobrze, że jest naiwnie i wesoło, nie miałeś ochoty wleźć do środka, zeby im pomóc ? :) I co ma tu do tego prostota, dlaczego jest "be" ? Że widz hamburgierowy pewnie jakby przestał żuć też by coś załapał ? Dla mnie łopatologii w tym nie ma, lepka scena oklasków, jedna w całym filmie, do wybaczenia. Że nie jest tak odjechany i absurdalny jak Jak we śnie ? No, szkoda, ale powtarzam, to inny kaliber filmu.
Na pewno nie jest to prosty hollywoodzki filmik, jakoś pewna jestem, że amatorzy American Pie czy innych popcornowych produkcji po półgodzinie wymiękną, tak jak nie dla nich jest Jak we śnie. Oczywiście skala porównawcza obu filmów jest z pewnością na niekorzyść dla Be Kind, jeśli spodziewałeś się powtórki, pewnie poczułeś się rozczarowany. Z zarzutami, jakie wymieniłeś powyżej całkowicie się nie zgadzam :)

Pewnie napisałam niespójnie, ale nie przygotowałam sobie szkieletu i pies chce na podwórko :P Piszczy mi tu pod stołem.

Z tym szkieletem to nie wyraziłem się precyzjnie.
Miałem na myśli to, że niewykluczone jest (ach, żeby mozna było spytać Gondry;ego), że gdyby film powstawał z dala od holiłut szkieletem byłoby co innego. Dwóch gości, jeden namagnesowany kasuje wszystkie kasety w wypożyczalni, genialny plan szwecjowania filmów, sława i pieniądze, a przede wszystkim dużo zabawy i okazji do pocwiczenia wyobraźni. W holiłut niestety, zawsze akcenty przesunięte są na manipulację emocjami widza, widz ma być wmonotwany sprawnie w widowisko, zaabsorbowany emocjonalnie bo emocje są masowe i wspólne a wyobraźnia i polot już nie. Ja miałem ochotę wleźć ale nie żeby im pomóc w części szkieletowej filmu ale żeby z nimi pobawic się w szwecjowanie :)
Rozchodzi się o kasę a nie o wrażenia jakiejś drobnej grupki fanatyków i miłośników ambitnej zabawy.
Zgadza się że nie jest to holiłudzki filmik. To film o dwóch obliczach.
Co ciekawe daliśmy taką samą ocenę "temu filmu" , tyle, że dla Ciebie szklanka do połowy pełna, a dla mnie, do połowy pusta:)

Acha, też bym chciała spytać Gondry'ego :)
Pzdr.

Przyjemna i spokojna przygoda dwóch przyjaciół, którzy przywracają do blasku wypożyczalnię kaset VHS w czasach DVD.

alanos
got3n
Mikser
PedroPT
jango
fb-735872391
korbs