Anna Karenina (2012)
Jest rok 1874. Żywiołowa i piękna Anna Karenina (Keira Knightley) ma wszystko, do czego może aspirować kobieta tych czasów - jest żoną wysoko postawionego urzędnika państwowego (Jude Law), któremu dała upragnionego syna. Jej pozycja towarzyska w St. Petersburgu jest wysoka i ustabilizowana. Pewnego dnia Anna udaje się w podróż do Moskwy, której celem jest ratowanie małżeństwa jej brata Obłońskiego (Matthew Macfadyen). W drodze Anna poznaje Hrabinę Wrońską (Olivia Williams), na którą na jednej ze stacji czeka syn, pełen uroku oficer kawalerii Aleksiej Wrońsky (Aaron Taylor-Johnson). Kiedy tych dwoje zostaje sobie przedstawionych, natychmiast pojawia się wzajemne zauroczenie, które z czasem przerodzi się w płomienne uczucie. (Opis dystrybutora)
Obsada:
- Keira Knightley Anna Karenina
- Aaron Johnson Count Vronsky
- Jude Law Alexei Karenin
- Michelle Dockery Princess Myagkaya
- Kelly Macdonald Dolly
- Emily Watson Countess Lydia
- Matthew Macfadyen Oblonsky
- Raphaël Personnaz Alexander Vronsky
- Ruth Wilson Princess Betsy Tverskoy
- Olivia Williams Countess Vronskaya
- Domhnall Gleeson Levin
- Alicia Vikander Kitty
- Bill Skarsgård Captain Machouten
- Eros Vlahos Boris
- Tannishtha Chatterjee Masha
- Kenneth Collard Prince Tverskoy
- Alexandra Roach Countess Nordston
- Guro Nagelhus Schia Annushka
- Emerald Fennell Princess Merkalova
- Hera Hilmar Varya
- Max Bennett Petritsky
- Allegra Giagu Anna Karenina - Soprano
- Telman Guzhevsky Count Vronsky - Tenor
- Claire Greenway The Austrian Princess
- Sarine Sofair Anna's Friend
- Conor McCarry Young Peasant
- John Bradley Austrian Prince
- Jensen Freeman Regimental Soldier
- Denis Khoroshko Ballroom Guest
- Susanne Lothar Princess Sherbatsky
Mało mnie obchodzą wydumane dylematy rozkapryszonej księżniczki, ale realizacja całkiem ładna, nie powiem. Tylko czemu Tołstoj wielkim pisarzem był, tego, dalibóg, jak nie wiedziałem, tak nie wiem.
U Tołstoja Karenina była znacznie bardziej złożoną postacią (jak zresztą również wszystkie inne postacie). Reżyser skupił się tu na wiernym zekranizowaniu konkretnych zdażeń i nie starczyło miejsca na niuanse.
Świetna stylizacja, fatalny scenariusz. Po co było upychać w filmie wszystkie wątki grubej powieści? Skupienie się na trójkącie Karenin, Karenina, Wroński mogłoby dać znacznie mocniejszy efekt. No i ten angielski, który nijak nie pasuje do Tołstoja...
Mózg mi zrobił fikołka, gdy wyobraziłam sobie Keirę Knightly mówiącą po rosyjsku.
Jakie te XIX-wieczne ludziska biedne były... Lwa Starowicza nie mieli, coby im powiedział, jak się rzeczy mają... I w ogóle społeczeństwo czegoś tradycyjne, ciemnogród, panie... zadziobał biedaczkę... nie to co teraz...