127 godzin (2010)
Najnowszy film Danny'ego Boyle'a, wyróżnionego Oscarem za Slumdog. Milioner z ulicy, to ekranizacja książki Arona Ralstona. Dramatyczne przeżycia młodego alpinisty, który podczas samotnej wędrówki uwięziony zostaje w rozpadlinie skalnej w niedostępnych górach Utah i zmuszony zostaje do desperackiej walki o przetrwanie.
Obsada:
- James Franco Aron Ralston
- Kate Mara Kristi
- Amber Tamblyn Megan
- Sean Bott Aron's Friend
- Koleman Stinger Aron Age 5
- Treat Williams Aron's Dad
- John Lawrence Brion
- Kate Burton Aron's Mom
- Bailee Michelle Johnson Sonja Age 10
- Rebecca C. Olson Monique Meijer
- Parker Hadley Aron Age 15
- Clémence Poésy Rana
- Fenton Quinn Blue John
- Lizzy Caplan Sonja Ralston
- Peter Joshua Hull Boy on Sofa
- Pieter Jan Brugge Eric Meijer
- Jeffrey Wood Andy Meijer
- Norman Lehnert Dan
- Xmas Lutu Helicopter Pilot
- Terry S. Mercer Helicopter Pilot
- Darin Southam Zach
- Robert Bear Aron's Friend
- Tye Nelson Aron's Friend
- Luke Drake Aron's Friend
- Christopher K. Hagadone Basketball Fan
- Brad Johnson Friend of Aaron
- Lonzo Liggins Reporter
- Kyle Paul Best Man
Zwiastun:
Wyróżniona recenzja:
127 godzin
Był kwiecień 2003 roku, gdy Aron Ralston wyruszył samotnie zdobywać niedostępne, górzyste tereny stanu Utah. Podczas klaustrofobicznej wędrówki między skalnymi ścianami kanionu Blue John ręka Arona została przygnieciona przez spadającą skałę. Młody alpinista został uwięziony w rozpadlinie skalnej na 127 godzin, by ostatecznie podjąć dramatyczną decyzję, która uratowała i równocześnie na zawsze zmieniła jego życie. Tak właściwie można streścić fabułę ...
Film na pewno efektowny. Niestety, we wszystkim - aktorstwie, zdjęciach, montażu - Boyle nastawił się na popisywanie. Po pozytywnych opiniach spodziewałem się dobrej monodramy, dramatycznego studium człowieka na skraju życia i śmierci, niczym w 'Touching the Void'. Franco nie tylko nie udźwignął tej roli, nikt nawet nie próbował. Zamiast otumanionego bólem, zimnem, pragnieniem i głodem, lecz przepełnionego wolą przeżycia człowieka, mamy McGyvera komedianta - Ralston chyba nie byłby zachwycony.
Ma wszystko w plecaku, a nie ma komórki. Trochę to psuło oglądanie. Można zobaczyć.
Pojawienie się komórek w ogóle utrudniło robienie thrillerów i horrorów, bo tam standardowym patentem było, że ktoś jest sam i nie może się z nikim skontaktować i stąd narastający strach etc. Twórcy muszą się teraz ratować jakimiś rozładowanymi bateriami i tego typu patentami, ale ciekawe co zrobią, jak technologia posunie się na tyle, że komórki będą wszczepione w skórę i ładowane energią cieplną organizmu :)
Wtedy będą kręcić thrillery historyczne, w których bohater będzie biegł tydzień do drugiego miasta, aby powiedzieć ukochanej , że jednak jutrzejsza kolacja w plenerze, którą zaplanowali dwa tygodnie wcześniej jest odwołana, bo wróżbita przepowiedział, że ma padać ;)
Genialny scenariusz!
Skoro tak, to podam jeszcze zakończenie.
Dzielny bohater po tygodniowej, morderczej wędrówce, w której nie raz musiał walczyć z potwornymi potworami zjawia się pod domem dziewoi. Jest przemoknięty, bo zaczęło padać trzy dni wcześniej, a więc wróżbita go oszukał. Stęskniona ukochana otwiera mu drzwi i zarzuca rudym warkoczem. Przyjmuje jego przeprosiny za zmianę planów kolacyjnych i proponuje plener za dwa tygodnie. Młodzieniec z radością się godzi i wyrusza w tygodniową drogę powrotna. Kobieta z uśmiechem wskakuje z powrotem do łóżka, w którym chrapie jej kolega z pracy, pomagający jej przy pielęgnacji pomidorów. Bohater podąża dzielnie, w kapocie, którą podarowała mu ukochana, aby mniej moknął. Gnając ulewną nocą przez mroczny las, modli się aby za dwa tygodnie nie padało i w końcu ktoś wymyślił pieprzoną komórkę.
O tak, świat bez komórek to był prawdziwy horror! ;)
To co panowie - nagrywamy trailer? :D
Ale łon tej komórki nie miał specjalnie, bo nie chciał , żeby mu głowę zawracali. O to chodzi, że liczył się z tym, że nie będzie mógł się skontaktować. To chyba dobrze o nim świadczy?
Początek filmu natychmiast wsysa i zapiera dech w piersiach niesamowitym pięknem kanionu. Kolejne sceny wbijają w fotel, a dech w piersiach, już w zupełnie inny sposób, zapiera rozpaczliwa sytuacja bohatera, który utknął samotnie w szczelinie z ręką zaklinowaną głazem. I co teraz? Oberżniemy rękę? Spiłujemy głaz? A może nas ktoś cudem uratuje? Do dyspozycji tylko tępy nieduży scyzoryk.
Dobry film, dużp lepszy niż Slumdog Millionaire. Ciągle mam w planach napisania czegoś więcej. Powiem tyle jako fan krwawych scen- TA scena była najbardziej gore sceną jaką w życiu widziałam
To jedyna scena, na której zamknęłam oczy. :D
a, reżyseria zdecydowanie na 10, verdiano
Ale wtedy zdjęcia musiałyby być na 12. :D
Jako że filmu nie widziałam napiszę tylko, że bardzo mi się podoba jego plakat :)
To wrzucamy na ruszt.
To zabawny, ale film, w którym bohater główny przez 1,5h próbuje sobie odciąć rękę jest naprawdę interesujący i wciągający. Duża rola w tym James Franco, szkoda, że w Złotych Globach go pominęli, może w Oscarach się zreflektują. Podobało mi się bardzo i Bogu dzięki, że nie było tak przesłodzone jak poprzedni film Danny'ego Boyle'a. Warto obejrzeć.
Ciekawy i relaksujący, choć nie pozbawiony refleksji.
Film wciąga bez reszty, ponadto świetna muzyka.
Film rewelacyjny, zdjecia, super montaz i muzyka. Chyba moj kandydat na tegoroczne oskary.
Sam sie pytalm siebie czy moglbym postapic jak Aron i dochodze do wniosku ze chyba bym tam umarl na jego miejscu. Dawno film nie wywarl na minie takiego wrazenia - dlugo nie opuszal mnie widok walki czlowieka z bolem i slaboscia. Ile trzba miec checi do zycia zeby zrobic cos takiego.
ps:Moral taki ze trzeba zawsze miec szwajcara ze soba:)
Świetny montaż, zdjęcia i ogólnie klimat - zupełnie inny niż Essential Killing, przez który bałam się podchodzić w ogóle do tego filmu. Swoją drogą, jestem ciekawa, jak Boyle nakręciłby film Skolimowskiego.
To po prostu dobry film, ale za wiele tutaj ucieczek do przemyśleń, wspomnień i omamów bohatera, a za mało rzetelnego sprawozdania. Wszystkim którym się podobał polecam "Czekając na Joe" (Touchign The Void).
Do Slumdoga mu daleko. Film trwa 94min, dzieje się prawie w całości w jednym miejscu i gra nim głównie jeden aktor, a nie nudzi. Jest dość realistyczny i pozwala wejść w buty głównego bohatera.
Nic nowego.
Pomimo krytycznych uwag nad miałkością wykonania - mnie się podobała koncepcja reżyserska: dynamiczny, powalający montaż, świetne zdjęcia, muzyka, dużo psychologicznej prawdy. Na tyle dużo, że jak już czułam i myślałam jak bohater - zrobiło mi się autentycznie słabo w finale. Mroczki i te rzeczy, poważnie. Wrażliwym na krew odradzam :P
fabula wciaga, dobry film o zyciu i jego ulotnosci, polecam wszystkim (kobietom rowniez), autentyczny i szczery
Temat teoretycznie "banalny". Pozornie nie ma wielkiego pola do popisu: facet wpadł do szczeliny i zmiażdżyło mu rękę. A jednak film ogląda się jednym tchem, zdecydowanie nie nudzi, jest pełny dramaturgii i odczuć. Zdecydowanie polecam.
Filmy oparte na faktach...hmmm?!
Popieram i gratuluje odwagi ,...